Teraz najlepsza pora na moją odnowę, pozbywam się wtedy toksyn, które zgromadziły się podczas miesięcy ciemnych i trudnych do przejścia. To nie jest tak, że ich nie lubię, bo mają swoisty klimat i dużo wtedy myślę, wyobrażam sobie, analizuję. Ta analiza powoduję zbieranie się we mnie żalu i nazywam to toksynami, zalegają później przez parę miesięcy aż do słonecznych dni, kiedy słońce wszystko wypali, a ja pomyślę o sobie ze wstydem i po co ci to było. Nie wszyscy mają tak samo. Masz fajną polną autostradę i nie żebyś ją dostała, mogłaś mieć z bardzo równą ładną nawierzchnią, ale pobiegłaś na piaszczystą, nieprzewidywalną z niespodziankami, kamieniami, które trzeba podnosić, tajemniczymi dziurami i całą tą tajemnicą, która cię fascynuję i pożądasz jej jak łakomczuch kawałka tortu.
Źle ci teraz?
To twój wybór i jeśli cofnę cię do początku i tak pobiegniesz z powrotem w to samo miejsce, bo taka jesteś.
W dzieciństwie lubiłam ogrodową beczkę do wody i zbierała się tam deszczówka. Podlewano nią wsadzone roślinki, bo od tej wody nie dostawały plam.
Nie, roślinki nie bardzo mnie wtedy obchodziły. Podlałam, jeśli o to proszono i szybko do zabawy przy beczce. Zbierała się przy niej część starszych dzieciaków, a młodsi musieli przynieść nurka, a najlepiej kilku. Mała plastikowa zabawka, zielona, czerwona już nie pamiętam, skąd młodsi ją mieli. Wnętrze beczki było zielone. Soczysta zieleń porosła ściany i kamienie wrzucone przez nas jeszcze w zeszłym roku. Zakamarki, które musiał zaliczyć nurek, podróżując tam, gdzie kierowała go ręka. Fajna zabawa, z której pamiętam zieleń ze słonecznymi prześwitami, nierówny brzeg metalowej beczki, bo trzeba było uważać na brodę i taplanie się w wodzie w upalny dzień.
Do szczęścia nie wiele potrzeba, wystarczy zostawić równe nawierzchnie, nie układać wszystkiego jak w laboratorium, bo życie ma wiele smaków sam doskonały nie wystarczy, potrzebne są często bardzo proste, bo to one podbijają ten, który ma nas zaczarować na przyszłość.
Mnie inspiruje wszystko, co jest wokół, najbardziej przyroda i zjawiska, które jej towarzyszą, czasami jest to letnia burza i jej odgłosy, tęcza, która potrafi zachwycić. Zieleń drzew czy dwa zrośnięte drzewa, które kiedyś znalazłam. Wokół jest prawdziwe bogactwo, które często odpycha się na rzecz komercji.
Nowa stylizacja
Tu
Muszelkową biżuterią zaraziłam się i chyba jestem muszelkową łakomczuchą:)
Świetne porównanie, że letnia pora wypala w nas toksyny. Dodałabym jeszcze, że wiosna pobudza najpierw w nas soki, które wypychają toksyny na powierzchnię ...
OdpowiedzUsuńLatem chyba tez częściej myślimy o rzeczach i sprawach lekkich.
Piękne te Twoje muszelki i podoba mi się torebka ze stylizacji:-)
Masz rację słońce wypale to co niepotrzebne w nas:)))jakoś latem mniej się martwimy:)))śliczna muszelkowa biżuteria:))też posiadam co nieco ale o niej zapomniałam:))))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńMasz rację, do szczęścia niewiele potrzeba, szkoda że tak chętnie wierzymy, że nie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się :) Słońce wypala to co złe, dodaje wigoru, radości :)
OdpowiedzUsuń