piątek, 10 lutego 2017

Moje opowiadania: Czerwony motyl. Prawdziwa historia Lady in red. Część pierwsza.


Zbliżają się Walentynki,więc chciałabym opowiedzieć ciekawą historię. Nie jest to opowieść z radosnym zakończeniem. Nie będę wyprzedzać faktów;). Historia wydarzyła się naprawdę, ale zacznę od mojego opowiadania. Następnie będzie dalsza część opowiadania, moja stylizacja i kalejdoskop z prawdziwą historią Lady in red.
Opowiadanie to moja wersja wydarzeń;)

Siedział w swoim fotelu, opierając głowę na aksamitnych poduszkach. Czerwone, miękkie pieściły tył głowy. Lubił wtulać się w aksamit jak w ciało kobiety. Na stoliku, parowała herbata, mocna i aromatyczna. Ranek jeszcze mglisty, ale powoli przez szczelinę w kotarze sączyło się światło. Znikały ciemności, a jego wzrok mógł podziwiać motyle. Pamiętał ile czasu musiał poświęcić, żeby je złowić. Ta pogoń za najpiękniejszym i troska o skrzydła. Tak łatwo uszkodzić pyłek. Bezbarwne bez tego swojego aksamitu tracą wartość. Już nie dzieła sztuki uszkodzone traciły delikatność i wyrazistość koloru. Kolekcjonował monarchy. Piękne dziwne motyle, niepodobne do innych.
Podróżnicy-Tak o nich pomyślał.
Zatrzymywał je w rozwieszonych gablotach jak piękne obrazy wyrwane życiu. Potrafił je śledzić, zaznaczać trasę, którą pokonywały. Mało kto o tym wiedział, bo motyle nie wzbudzały tu większego zainteresowania. Obserwował je od dłuższego czasu. Pomarańczowe z czarnym wzorem, a każdy inny, jak w kalejdoskopie. Wzory na skrzydłach były różne. Nie było dwóch takich samych.
-Miękkie jak aksamit -tak je określił. Wtulił się mocniej w oparcie i przypomniał sobie o pogoni za dużym motylem o czarno-białych skrzydłach. Musiał przebiec wiele kilometrów, żeby w końcu zarzucić siatkę i usłyszeć delikatny trzepot skrzydeł. Powoli, żeby go tylko nie uszkodzić.
-Musi być nienaruszony -pomyślał.
-Mój Bambi. Siedziałby w pokoju dalej, czuł się w nim jak w azylu. Lubił go i kolekcje, niekończącą się kolekcję motyli. Uwielbiał je przygotowywać, suszyć, żeby później nabić na szpilkę i umieścić w gablocie. Wiele już wisiało w szklanych pojemnikach. Będzie znacznie więcej. Są takie piękne i już nie stracą tej delikatności, kolorów. Na zawsze ozdobione tym, co natura tak szczodrze rozdaje. Zegar wybił dziewiątą, herba stała nienaruszona. Zaparzona bardziej dla rytuału niż konieczności. To o dziewiątej jadł śniadanie i o tym czasie bardziej jej potrzebował. Wstał, powolnym krokiem wkroczył do kuchni. Nie jest już młody, wiek trochę o sobie przypomina. Nie ma tej sprawności co dawniej. Musi pamiętać, że potrzebuje więcej czasu niż kiedyś. Jajecznica na parze, delikatna i puszysta. Posypie ją suszonymi pomidorami. Smak zasuszony w cząstkach tak jak uroda motyli w szklanych gablotach. Lubił to połączenie: jajka i pomidory. Latem był we Francji i przywiózł sobie mały zapas. Najlepsze przywoził z Hiszpanii lub Włoch. Niepewny czas i wolał nie ryzykować. Niebezpiecznie tam się zrobiło i na razie wolał tam nie podróżować. Jajecznica była jego pomysłu i nikt nie potrafił przygotować podobnej. Sekret tkwił w mleku, które szybko dodawał podczas smażenia. Dzisiaj musi zjeść porządne śniadanie, czeka go daleki spacer. Odwiedzi królową, królową jego motyli. Czerwony motyl- Pomyślał. Tak ją kochał, była najważniejsza i niepowtarzalna.

Słoneczny ranek, liście tańczą unoszone wiatrem. Wąska ścieżka pośród starych drzew i zapach


końca lata. Nie tak świeży, jak w poprzednim miesiącu. Kochała początek września, liście zaczęły zmieniać barwę, a gdzieniegdzie zaczynały układać kolorowe kobierce. Dywany znacznie piękniejsze od perskich. Spacerowała po parku, który znajdował blisko Minneapolis. Duży obszar zieleni z możliwością obserwowania rzeki. Missisipi spokojnie toczyła swoje wody. Pomyślała o ławeczce na ktòrej lubiła przesiadywać. Mieszkanka południa z domieszką paru kropel błękitnej krwi. Dumna postawa i delikatne rysy twarzy. Ciemne duże oczy i aksamitna cera. Miodowe iskry pojawiały się w jej spojrzeniu zawsze, wtedy kiedy coś bardzo ją cieszyło. Szelest kolorowych liści i promienie wrześniowego słońca. Zapowiadał się ciepły dzień.
- To dobrze- pomyślała. Ucieszyło ją to, bo zamierzała spędzić tu większość dnia. Złoty odcień słońca przysłaniał czysty błękit. Jeszcze nie będzie tego charakterystycznego ostrego wiatru, a póżniej spadnie śnieg, będzie jej towarzyszył przez następne miesiące. Zerknęła na swoją sukienkę. Czerwony aksamit zgrabnie opinał sylwetkę. Była wysoka i wiotka jak gałązka. Długie szczupłe dłonie i ręce przypominające dziecięcą szczupłość.


Trochę ją to peszyło, bo czuła się jak kopciuszek w krainie zdrowych pełnych kobiecych kształtów. Eleonora, zwiewna i delikatna jak motyl. Lubiła czerwone suknie, a szczególnie aksamitne. Ten odcień czerwieni dodawał jej kobiecości.
- Czy nie za ciepłą suknię ubrała na ten dzisiejszy spacer-pomyślała i usiadła na ławeczce, z której mogła przyglądać się rzece. Zdjęła białe rękawiczki, by na chwile poczuć ciepło. Lubiła w słońcu wygrzewać swoje długie palce. Jaki piękny czas, spokój i beztroska miała osiemnaście lat. Nie była już taka młoda jak dwa lata temu. Znalazła się w szeregu dam na wydaniu, w oczekiwaniu na męża.
- Jaki miał być ? Uśmiechnięty i opiekuńczy. Takiego mężczyznę chciałaby widzieć u swojego boku. Nie zrzędę, który tonąłby w konwenansach. Była nowoczesną kobietą na ile mogła być temu wierna. Rodzina jej pochodziła z Anglii, a dokładniej z Londynu. W 1817roku miała roczek właśnie wtedy rodzice postanowili przenieść się do Minneapolis. Wielu rodaków zamieszkiwało tereny Minnesoty. Nie może pamiętać swojego kraju, bo była za mała, ale widziała go na zdjęciach. Czarnobiałe nie mogły oddać walorów miejsca jej urodzenia. W przyszłości chciałaby je zobaczyć. Dobrze jej tu było i nie zamierzała porzucić tych ziem.
- Muszę udać się do drugiej strony parku-postanowiła.
- Tam są moje drzewa. Zgarnęła rękawiczki i skierowała się w stronę ścieżki, która prowadziła do drzew.
-Ładny dziś dzień- Spojrzała na miejsce, z którego dochodził głos.
-Tak, to prawda-odpowiedziała.
-Lubi pani ten park? Przepraszam, że zakłócam rozmyślania, ale jest pani jedyną żywą duszą w obrębie wielu metrów.



  cdn





Bambi-dawne określenie motyli monarchów.


Za wszystkie odwiedziny i zostawiane komentarze serdecznie dziękuję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz