Anglia tu czas bardzo przyspiesza i trudno opanować zmęczenie, ale pstanowiłam to zrobić, bo przecież życie nie może ograniczać się tylko do pracy...jedzenia i spania, byłoby bez sensu przynajmniej dla mnie. Bardzo mile widziane komentarze, bo może uda mi się ja dokończyć.
Fantazja to moja mocna strona więc przepraszam tych kto jej nie lubią bo to powieść dla tych ludzi, którzy fantazje uwielbiają tak jak ja:)
W śniącym
świecie
fantazja, realne życie
Cynthia
jej przestrzeń była płynna .chłodna i
spokojna.
wyczuwała kolor krystaliczno-szmaragdowy.
wyczuwała kolor krystaliczno-szmaragdowy.
nie wiedziała co to jest dno,
bo była bezkresna
bezczas płynący sam w sobie. zdawało jej się
że związana jest z czymś drugim. takim samym
i bezpiecznym. uczyło ja wznosić się, opadać
bez powierzchni. czasami czuła bliskość
w obrębie, który nie potrafiła wyznaczyć.
a jednak zauważała mniejsze części, szybko
krążyły mając to czego nie miała. namacalne
odległości, zazdrościła im tego poruszania się
bezczas płynący sam w sobie. zdawało jej się
że związana jest z czymś drugim. takim samym
i bezpiecznym. uczyło ja wznosić się, opadać
bez powierzchni. czasami czuła bliskość
w obrębie, który nie potrafiła wyznaczyć.
a jednak zauważała mniejsze części, szybko
krążyły mając to czego nie miała. namacalne
odległości, zazdrościła im tego poruszania się
dotykania
przy pomocy długich kończyn
zakończonych
bardzo zwinnymi palcami.
przychodziły
do niej, czuła jak się zanurzają
lub
rozsuwają ją przy pomocy dłoni. musiało
ich być więcej. w tej chwili poczuła coś dziwnego.
ta
część o której myślała, że jest jej
zaczęła się
unosić.
przesuwać bliżej miejsca z którego przychodziły.
zobaczyła oślepiająco białą plażę. widziała i czuła.
zobaczyła oślepiająco białą plażę. widziała i czuła.
miała
kształt i nie wiedziała jak go nazwać .dotykał
kryształków,
było ich pełno. z wewnątrz usłyszała głos
do
ostatniej kropli soli będziesz żyć.
Wprowadzenie
Poni mieszkali wewnątrz ziemi, pomiędzy
grudkami było ich miejsce. Były to malutkie przestrzenie, w których mogli
prowadzić życie. Nie było tego wiele dla jednego, ale przemieszczając się w
różnych kierunkach zdobywali coraz więcej. Nie odczuwali zimna czy gorąca. Ich
temperatura pochodziła z wewnątrz, chociaż nie posiadali organów. Rodzili się
razem, będąc jedni w drugich-nie mieli żyć sami. Można powiedzieć, że nudno być
zdanym na tego samego i to do końca życia, ale tak nie było. Przyjaciel na
stałe czy miłość wysyłana w postaci obrazów. Często uśmiechali się we śnie. Tak
musiało być, pod ziemią ich oczy przyzwyczajały się do ciemności. Nie szukały
innych kształtów- jak te z wyobraźni. Nieraz tylko myśl biegła dalej niż to, co
mieli.
W życiu często rządzi przypadek i tak
było tym razem. Raf, bo takie imię nadał sobie, natknął się na coś smutnego.
Nie wiedział dokładnie co to jest, ale tak czuł. To były kości, zastanawiał się
przez długą chwilę- skąd mogły się tu wziąć i dlaczego? Zaczął kierować się w
nieznana stronę. Ta ciekawość popychała go coraz wyżej i wyżej, aż do
cieniutkiej warstwy, która była mocno rozrzedzona. Czuł się dziwnie, jakby
unoszony przez nieznane. Drażniły go oczy, mrużył. Powoli zaczynał
przyzwyczajać się do światła. Na szczęście to był pochmurny dzień, słoneczne
promienie nie macały wszystkiego. Rozejrzał się wystawiając mały fragment
siebie, bardzo ostrożnie. Nie musiał tak uważać, był niedostrzegalnej
wielkości. Dla siebie spory, ale dla
żyjących na powierzchni - nie do wypatrzenia.
Dziwne
miejsce, cisza i kolory poukładane na wybrzuszeniach, przy wszystkich krzyże, drzewa z szumiącymi konarami. Mógł określić- to ładne miejsce i
takie inne od tego, co znał.
Zaczął
przychodzić codziennie, lubił tu przebywać. Towarzyszyło mu przekonanie, coś
się tu kiedyś działo. Zobaczył bardzo dużą postać: jasne włosy, długie i wijące
się na skroniach. Podobały mu się oczy: jasne i przezroczyste. Bał się, ale
chciał dowiedzieć się czegoś więcej. Siedziała obok krzyża, twarz miała pokryta
płynącą otoczką. Wydobywała się z tych przezroczystych oczu. Zastanawiał się z
Beą( druga częścią) po co tak siedzi, zmienia siebie. Zaczęła szeptać o smutku
i stracie. Zrozumieli- ludzie tracą
swoje wnętrza, ich miłość, może umrzeć. Wtedy pomyśleli- mamy lepiej.
Wejście do krainy Poni
Teraz baczniej przeglądali myśli. Nie
mogli dotknąć siebie i ten strach spotkany w innym świecie pozostał. Nie było
to logiczne, przecież nie umieli tęsknić, a nawet nie wiedzieli, co to jest.
Zostało dziwne uczucie kłujące ich myśli. Kości i łzy kobiety, żłobiące jej
policzek wryły się w nich. Raf wsunął się głębiej. Miękkość grudek uspokajała,
tylko Bea patrzyła i patrzyła na znikający cmentarz. Zaczęła śpiewać dziwną
piosenkę:
dole mino sofis
daleko mieszka światło
alea noter santumi
pod ziemia czeka cisza
gea gea ortis
tam tam nasze życie
- Potrafisz śpiewać? -Raf zatrzymał się
na chwilę, by zrozumieć słowa.
-Nigdy
nie słyszeliśmy swoich głosów, wydawało się, że jest to niepotrzebne, a jednak
takie piękne- ta melodia dotyka mnie z innej strony.
-Śpiewaj
Beo, śpiewaj dalej.
To była pora, w której szukali
wyznaczonego szlaku, schodzili głębiej. Tajemny rytuał, na który przychodzili.
Nie musieli znać kierunku wystarczyło wyczucie, które mieli wykształcone
najlepiej. W milczącym świecie, ciemnym i głuchym liczyło się tylko magiczne
odczuwanie. Nie mieli szans na pomyłkę, tu trzeba było być bardzo ostrożnym.
Mieszkanie pod ziemią to nieraz pułapka , która czyhała jak krwawa
niespodzianka. Ktoś kto obserwowałby nadchodzące wydarzenia uznałby je za,,
kalejdoskop” zdarzeń.
-Będą Orpi, właśnie dostałem wiadomość, że
tym razem ich nie zabraknie.
-Boję
się , pamiętasz ostatnio?- została głucha cisza, oni są źli. Krzywdzą, tylko
nie wiemy, co robią. Dlaczego mam takie myśli? Zawsze tak ich widzę- pokraczna
natura, mogąca zaatakować w dotkliwy sposób.
-Przesadzasz,
nigdy ich nie widzieliśmy, nawet nie słyszałam szelestu ich ciała. Wiemy tylko,
że są,. Dostałem przekaz od Fiona.
-
Jeszcze żyje, nic mu się nie stało? Tak dawno nie dawał znaku życia.
-
Masz racje, chociaż twierdzi, że to już jego ostatni rytuał, a potem zostanie
Gordem.
-Zostać
Gordem do tego dążymy, to musi być piękne. Tajemne ogniste przejście i miejsce
gdzie można żyć. Wiesz, marzę o tym- tam musi być inaczej.
-W
tym roku mamy kierować się do samego środka, rzadko tam bywamy.
-
Wiesz gdzie?- myśl Bei skurczyła się, jakby wyczuwała niebezpieczeństwo.
-
Tam nie ma grudek, jest przestrzeń bardzo płynna, otacza nas jak powietrze.
-Byliśmy
tam tylko raz. Pamiętam, wtedy widziałam żółte obrazy, najeżone czerwonymi
kolcami. Było tak przyjemnie, tego się nie zapomina. Byli inni mieszkańcy
naszego świata,
czułam, że chociaż tak się różnimy jesteśmy
tym samym.
Mogli zejść do wnętrza dzięki innej
budowie ciała i braku reakcji na temperaturę. Przychodzili wszyscy, nawet z
najdalszych zakamarków ziemi.
Czerwono-złota
konstrukcja i paląca temperatura pozwalała im na przeobrażanie się. To był czas
podziału. Najpierw ich powłoka rozciągała się, rozluźniała stawała się płynna.
Brunatna maź jak ziemia, do której przywykli. Z każdej większej części powstawały
trzy nowe skupiska. Po podziale natychmiast kurczyły się jakby chciały schronić
wyrwany kawałek siebie. To było nowe życie, które otrzymywali podczas obrzędu
ognia. Właśnie tu nowi mogli przyjrzeć się pozostałym, poznać całą resztę, tak
dziwną jak miejsce w którym żyli.
Zaczynało robić się coraz jaśniej. Nie było to zwykłe światło. Złote opary z czerwonymi prześwitami, które wyglądały jak kolce
zawieszone w przestrzeni. Wysoka
temperatura nie przeszkadzała, unosiła dziwny zapach wnętrza, ciepłego i
bezpiecznego jak w brzuchu dobrodusznego olbrzyma, karmiącego spokojem swoich
podopiecznych . Tu właśnie mieli się
spotkać i uczestniczyć w corocznym rytuale.
- Jesteśmy na miejscu, widzę krystaliczne kamienie
otaczające otwór.
-
Siedzi już Fion? Udało mu się dotrzeć przed nami? -Raf zaczął się rozglądać,
wypatrując najmniejszego z nich. Fion był bardzo drobnej budowy, ale mocno
zaokrąglony. Jego bura, gładka powłoka ciała napięta była mocno- jakby chciała
pęknąć. Z niej wystawały krótkie kosmate nóżki. Malutki ryjek i bardzo duże
czerwone oczy tworzyły sympatyczny wyraz. Spiralne uszy wyrastały z boku. W
miarę potrzeby można je było rozprostować i wychwycić dźwięki. Nikt nie
wiedział, ile miał lat, nawet on sam zgubił wiedzę na ten temat.
-
Jeszcze go nie ma. Pamiętasz , że jest najstarszy i nie porusza się tak
sprawnie jak my.
-
Tęsknię za nim, zawsze zna tyle opowieści i potrafi pokazać obrazy, których nie
widzieliśmy. Długo przebywał na powierzchni. Kiedyś żył wśród ludzi, wiele o
nich wie.
Często
myślę o tej kobiecie, którą widzieliśmy
na cmentarzu- nie mogę o niej zapomnieć.
-Ja
też zastanawiam się , jak to jest być
samemu . Straciła kogoś ważnego. Dobrze, że ja mam Ciebie i nie
rozstaniemy się, bo to jest niemożliwe- Raf przesłał uśmiech Bei z zapachem
podziemnych kwiatów.
-
Cha, cha wiedziałam, że tak powiesz, a kwiaty lubię, zawsze wiesz , które
wybrać.
-
Madam spełniam twoje marzenia, ogniste Ertarie
rosną tylko tu i nie mogłem się oprzeć pokusie sprawienia przyjemności- może będziesz milsza i
przestaniesz tyle gderać ( Raf uśmiechnął się sam do siebie- wiedział jak
zareaguje Bea).
-
Ja gderam? No to teraz będę gderać, szczególnie jak będziesz chciał przebywać w snach. Nawet wiem, jak to zrobię.
Zamierzam potrząsać obrazem, który sobie przywołasz. Będzie pojawiać się i
znikać. A potem rzucę grudkami ziemi w sam czubek twojego ryjka. To Ci się na
pewno spodoba.
-
Jesteś niedobra i następnym razem nie dostaniesz kwiatów, chyba , że zasłużysz.
Krystaliczne kamienie były prawie
zajęte. Siedzieli już inni Poni. Nie
było ich wielu. Przebywanie w takim
miejscu jest bardzo trudne. Ciemne i ponure, ale oni kochali je, nie zwracając
uwagi na warunki w jakich żyli.
Im było wolno na nich siedzieć -
prawowitym mieszkańcom, dumnie noszącym nazwę Ponów. Byli pierwsi i stanowili
korzenie wszystkiego, co żyło w niezbadanym wymiarze.
- Widzisz za nami są inni, to chyba są
Orpi, im nie wolno podejść do kręgu. Nie podobają mi się, chociaż nigdy nie
mieliśmy z nimi do czynienia.
Mieli długie i wijące się cielska, z
których wychodziło dwanaście par otworów gębowych. Pod szklistą powłoką
przemieszczały się pęcherzyki gazu w
wielu kolorach. Nie mieli kończyn, a potrafili błyskawicznie się przemieszczać.
Zwinnie przechodzili przez każdą grudkę ziemi. Nie potrzebowali tych małych
skrawków powietrza, nauczyli się żyć bez nich i
z tego powodu byli bardzo zadowoleni.
-Beo zobacz idzie Fion. Zająłem mu miejsce
koło nas. Może opowie , gdzie był i dowiemy się czegoś o Orpich- Fion przysiadł
się do nich, była już najwyższa pora. Z wnętrza świetlistego otworu, otoczonego
kamieniami Nali ( tak nazywano kryształy cudu) zaczęła wypływać święcąca,e przezroczysta lawa. Jak długi język, który chciał dotknąć wszystkich.
Powoli naznaczała ich, bo tylko tak można było
dokonać podziału. Czekali na ten moment zapadając w sen ułatwiający kontakt z
wnętrzem ognia.
Przed rytuałem ognia
W głębokim śnie ukazywały się wrota.
Zbudowane z warstw czasu, każdą wyznaczały naniesione godziny. Przeniknąć je
mogła myśl wolna, wydobywająca się z uśpionego ciała.
Szybka
jak światło, z którego była zbudowana. Za nimi znajdowała się komnata, której
ściany tworzył błękitny ogień o srebrnym blasku. Pomiędzy płomieniami krążyły
czarne iskry, zderzając się podsycały go jeszcze bardziej. Najstarszy o
największej skali odczuwania nie palił – to Wastu zwany przez Ponów świętym
ogniem życia. Zanim przeszli przez wrota mieli czas dla siebie. To były godziny
dzielenia się tym, czego doznali i co udało im się zobaczyć. Właśnie na taką
chwilę czekała Bea , zaciekawił ją świat na powierzchni. Chciała dowiedzieć się
czegoś więcej o ludziach.
- Fionie! Tori so ( w języku Ponów oznaczało
określenie miejsca snu). Bea wybrała ciemnozielone jezioro ukryte pomiędzy szarymi
skałami. Porośnięte Kartikami, olbrzymimi żółtymi kwiatami. Ich płatki były tak
stabilne, że można było śmiało na nich usiąść. Wodne grzywacze, ruchliwe
rośliny wydobywały się z głębin. Długie wijące się łodygi zakończone giętką
częścią w kształcie dwóch palców. Chwytały kwiaty, by kołysać uśpionych.
-Tu
jesteś Beo! piękne miejsce wybrałaś, niezwykłe i zachęcające do opowieści. Jak
tam Raf?
-
Świetnie, właśnie kręci się na karuzeli cyrkowej i przeskakuje z jednej
ławeczki na drugą. Nie będziemy mu przeszkadzać, niech bawi się dalej, lubi
zachowywać się jak dziecko…
-
To w nim też lubię, jego zdolność do pozostawania dzieckiem. Niesforna natura
nieokiełznana . Niech taki będzie do końca( Fion przypomniał sobie zabawy z
dzieciństwa i uśmiechnął się).
-Byliśmy
na powierzchni, tam żyje się inaczej. Jest tyle barw i światło, które kładzie
promienie na wszystkich częściach tworzących całość.
-Nieźle
się tam żyje, chociaż nie zawsze jest tak pięknie i wesoło. Nieraz wiele smutku
można dostrzec. Wśród ludzi jest go najwięcej. Oni tworzą go, nie zwracając
uwagi na sposób powstawania.
-
Widziałam postać, siedziała, a twarz miała pokrytą wodą.
-To
są łzy, tak ją nazywają. Najczęściej płaczą kiedy coś stracą. Chociaż widziałem
też jak śmiali się i płakali jednocześnie. Długo przebywałem w miejscu ,na
który mówili ogród. Był tam krzew pokryty czerwonymi kwiatami. Miał płatki
zwiewne i delikatne jak ledwo co rozpalone ognisko.
-Musiały
wyglądać pięknie, chciałabym je kiedyś zobaczyć. Zaczynam Ci trochę zazdrościć
takich obrazów.
-Nie
ma czego, akurat przy tych kwiatach poznałem ich smutek. Spotkałem postacie
zawsze siadały w pobliżu. Tworzyli parę, oni żyją osobno, ale też razem.
Wybierają siebie i chcą się kochać do końca życia, tylko tak często ranią swoje
uczucia, że wielu to się nie udaje. Na początku on z taka radością biegł do
niej, przynosił uśmiech i kwiatki zerwane lub kupione po drodze. Kładł na jej
dłoniach i przytulał całując na powitanie.
Mogą gestem pokazać to, co czują.
-To
musi być piękne, nie tylko widzieć, ale też czuć ciepło drugiego( Bea
rozmarzyła się).
- Nie zazdrość! - tak jest, ale często oni to
sobie wzajemnie zabierają. Nagle przestaje to cieszyć lub interesuje ich inny
rodzaj u kogoś nowego.
-
Ja bym z tego nie zrezygnowała- Bea zaczęła sobie wyobrażać jak Raf robi to
samo.
-
Po jakimś czasie…przychodził tak, jak zwykle, ale zapominał o kwiatach, często
się spieszył i rozmowy ich nie były już takie radosne jak dawniej. Ona coraz
częściej była smutna, a nieraz, gdy była sama płakała. Pytała - co się stało?,
ale on nie widział nic złego, nie rozumiał, nieraz nawet był wściekły- bo
czego od niego chce. Zawsze się starał,
jest i ma tylko ją, a teraz nic - tylko marudzenie. Przecież powinna rozumieć,
co chce osiągnąć i to dla nich. Gdzieś po drodze zgubiła się miłość, prawda
była taka, że ona spowszedniała i nie tworzyła już tego barwnego początku. Była
bardziej z obowiązku niż z chęci bycia razem. To dziwne uczucie, często zamiast
się rozwijać, gaśnie jak kwiaty, które kwitły opodal. Jak masz ją na co dzień,
to nagle przestaje smakować. Tak stało się z nimi, dalej nie wiem, bo musiałem
wrócić do wnętrza ziemi. Gdy mogłem
znowu pobyć w ogrodzie, to kwitły te same kwiaty, ale obok siedziała już inna
para.
-Smutne
Fionie, a ja mam na stałe Rafa i wiem, że mi nie ucieknie – gagatek!
-
Takie jest nasze życie, moja Olema… jak
pomyślę, kiedy przywołuje obrazy, to zaraz się uśmiecham .
-
Słyszę dziwne dźwięki – Bea zaczęła
nasłuchiwać rozwijając bardziej ucho. Już czas, by podejść do wrót – szepnęła.
Fion
powoli wstał i udał się za podskakującym Rafem -chyba jeszcze przeskakiwał z
ławeczki na ławeczkę.
Komnata czasu i rytuał
ognia
Zawirowania świadomości występujące we
śnie to utrata rzeczywistości. Możliwość dostania się do nienamacalnego
wymiaru. Niedostrzegalny narkotyk w tej chwili został podany w zmożonej ilości. Faza REM odcinająca od
znanych kształtów, nazw występujących w części życia, która było im znana.
Wszyscy stali już przed wrotami- w ich
umyśle, istot żyjących w Ziemi musiały mieć kształt drzwi. Tak budziły mniejszy
strach. Przejście było łagodniejsze. Gdyby wiedzieli, że nie są nimi, tylko
tworzą szereg świetlistych pierścieni, przeszywających jak rentgen. Nie
potrafiliby ich przeniknąć , zostaliby w miejscu.
Promienie gama, tylko docierają do wnętrza.
To był inny rodzaj, który powoli
rozpuszczał powłokę tworzącą ciało. Podczas życia ten kształt tworzy schronienie dla wszystkich doświadczeń
i osiągnięć, których doznają. Jest barierą rozdzielającą myśl na dwa obszary:
życia i śmierci.
Krąg utworzony przez krystaliczne
kamienie( Nali kamienie cudu) rozjarzony był już białym światłem. Tak jasnym,
że będący dalej Orpi, chociaż nie posiadali oczu cofnęli się gwałtownie. Jakby
wyczuwali niebezpieczeństwo. Siedzący na kamieniach Poni stawali się coraz
mniej widoczni. Pochłaniała ich energia Nali. Zewnętrzna powłoka jaką jest
ciało została zamknięta wewnątrz i
rozpuszczona na pierwiastki z których była
zbudowana. Towarzyszyły temu dźwięki wyładowań elektrycznych. Skutecznie
odstraszając Orpich. Wewnątrz Nali byli bezpieczni. Tam mieli czekać na
podział, który dokonywał się pomiędzy świetlistymi ścianami komnaty czasu.
Fion nie był z nimi, został na swoim
miejscu. Tkwił jak posąg wyczekujący na dalszy ciąg. Nie odzyskał świadomości.
Jego czas dobiegał końca. Kamień na
którym siedział nie posiadał światła, był martwy. Poni nie znali śmierci. Mogli
się tylko domyślać wracając po podziale,
kiedy co jakiś czas jeden z nich znikał.
Z wnętrza otworu wydobywały się ogniste
wybuchy, tworzące coraz to większe języki płomieni. Na każdym znajdowała się
postać, chociaż trudno byłoby ją zdefiniować w pojęciu kształtów. Istoty te nie
miały stabilnego wizerunku. Przy każdej eksplozji z wnętrza ich kontur zacierał
się, był bardziej luźny od tych, które znali. Tworzyły go różowe łuny
przemieszczające się bardzo szybko w kierunku Fiona. Tuż przy nim utworzyły
szereg kul z takim samym światłem wewnątrz( elektrycznie różowym). Można było
się domyślić, że materia ta potrafi nadawać sobie dowolny kształt, w zależności
od potrzeb. W tej chwili podzieliła się na dwa oddziały: jeden wytworzył
dłonie, które pochwyciły zastygłe ciało, drugi utworzył spiralne koło. Na nim
je położono. Obręcze zaczęły się
rozstępować. Zamykając go wewnątrz, tylko przez chwile widać było różową smugę,
szybko przemieszczająca się w kierunku otworu. Tam znikła wraz
z Fionem mającym zostać Gordem. Powstawali właśnie po śmierci każdego
Pona.
Oddaleni Orpi zaczęli odczuwać coś w
rodzaju zazdrości. Nie rozumieli dlaczego, tylko Ponom wolno było przebywać w
pobliżu otworu- to przecież była tajemnica życia, coś co stanowiło początek, z
zarazem koniec. Miało siłę, której oni nie posiadali, a chcieli mieć taką samą
możliwość. W ich myślach zaczął rodzić się bunt- czuli się gorsi. Chcieli mieć
takie same przywileje i możliwość dotarcia do środka ognia.
Orpi mieli wybranego przewodnika, był
nim zawsze najsilniejszy i najszybszy. Gaz pod powierzchnią jego skóry tworzył
największe pęcherze. Przemieszczające się bardzo szybko. Telimandor właśnie
taki był.
-Ustawcie
się jeden przy drugim- krzyknął pośpiesznie- zwarcie- dodał szybko. Nie wiadomo co może się stać- musimy
być przygotowani na nadchodzący wybuch z
wnętrza.
-
Masz racje- odpowiedzieli razem. Taki wybuch powstaje, kiedy ktoś dostaje się do otworu.
Orpi przylgnęli do swoich ciał, dokładnie
według instrukcji. Gaz krążący pod ich skórą nagle połączył się tworząc rodzaj
muru. To była ochrona , która miała ugasić spodziewany wybuch. Jedno wyładowanie można było zlikwidować drugim. Narastały emocje. Z wnętrza otworu
dochodził gwałtowny łoskot!
Olbrzymi płomień wydostał się na zewnątrz,
wraz z nim szmaragdowe opary przysłaniające widoczność. Brak możliwości
widzenia, w tym momencie przydała się Orpim- nie bali się, aż tak bardzo.
Powstały obraz dla nich był nie widoczny. Płomień pełz w ich stronę.
Przemieszczał się jak szybki wąż, który sykiem toruje drogę. Nagle zatrzymał
się! Gazowa zapora działała wytwarzając dodatkowe ciśnienie. W jednej chwili
miejsce rozszerzyło się wraz z powstałym hukiem, by potem skurczyć się jak
cisza, która pozostała po wybuchu. Tylko sporadyczne dźwięki wydobywały się z kamieni Nali. One
nie brały udziały w zjawisku. Stanowiły ochronę dla życia tego co było i tego
co powstawało.
Rozsunęli ciała i wrócili na swoje
miejsca. Telimandor był zadowolony- czuł- nikomu nic się nie stało. Ani jednego
nie ubyło. Gaz dalej krążył pod szklista powłoką całego oddziału. Można byłoby
się zastanawiać- skąd wiedział jeśli nie widział, ale umiejętność przekazywania
myśli to była sztuka, którą też posiadali. Niemy alfabet wysyłany wraz z falami
mózgowymi, a trzeba przyznać, że mózg mieli doskonale rozwinięty.
-
Od dzisiaj uczymy się dostrzegać obrazy- powiedział dobitnie Telimandor. Wiem,
że jest nam to niepotrzebne, ale chcę, żebyśmy zaczęli przypatrywać się życiu
Ponów.
-
Przecież nie mamy oczu- odpowiedział jeden z nich. Mamy swoje miejsca i oni nam
nie przeszkadzają.
-
To tylko złudzenie- odpowiedział Telimandor- przez nich nie wiemy co jest
wewnątrz otworu. Ogień, ale czy tylko ogień? Domyślam się , że tam znikają
kiedy mają już wiele lat. Udało mi się to wyczuć. Myślę, że ten straszak
najstarszy z nich znikł niesiony w dziwnej kuli. Ubyło ich paru. Nie wiem czy
wiecie, ale jeden zawsze mieści w sobie kilku. Niech giną! Mnie oni zawsze
przeszkadzali. Ten ich przywilej siadywania w pobliżu. Nam nawet nie wolno tam
podejść i gdzie tu równe prawa? Jak ich nie ma , to trzeba je nakreślić.
Zmienimy je, żebyśmy też mogli przeżyć to samo. Złego czy dobrego tego nie
wiemy, ale musimy spróbować. Nie może być tak, w tym naszym zakichanym świecie,
że jedni mogą , a drudzy nawet nie
wiedzą co się dzieje. Czuję, że przechodzą jakiś rytuał, ale dlaczego nam nie
wolno mieć takiego samego?- zapytał wściekły przewodnik Orpich.- Wywalczymy
to!- zmieniając wszystko w śniącym
świecie. Osiągniemy to, co oni mają teraz- na chwilę zamilkł- dał czas do
zastanowienia się .
Biedny Fion w tym samym czasie
opuszczał miejsce, które znał. Było życiem
i czasem, który kochał. Olema wtulona w jego myśli spała tak samo. Nie
wiedzieli, że już nie wrócą w swojej postaci. Czuli to przedtem ,domyślali się
tego. Ostanie spotkanie ze swoimi. Wymiana obrazów i potem koniec. Ale każdy ma
nadzieję na następne parę lat może się jeszcze uda coś przeżyć. Kula podążała z zawrotną prędkością, aż do
samego środka. Tu światło miało pierwotna barwę. Było białe. W chwili
zatrzymania się obudził ich dźwięk. Przypominał śpiew Humbaków olbrzymich
wielorybów, o których słyszeli przysłuchując się opowieściom pewnego
podróżnika. Chlipuuuuuuuuuut dźwięczało w głowie, chliputtttttt świdrowało
coraz bardziej.
Fion rozbudził się, widział bardzo ostro.
Jego ruchy były sprawne, ale bardziej płynne czuł, że unosi się w temperaturze, która tworzyła rodzaj wymiaru
podobnego do wody.
-Olemo
obudź się. Proszę przestań już spać. Zobacz co się stało- dobrze czuliśmy. To
był nasz ostani rytuał. Teraz jesteśmy wewnątrz ognia i nie wiem co dalej-Olema
przeciągała się nerwowo i zaczęła przyglądać się nowemu miejscu.
-Fione
tu jest bardzo ładnie- jak kobieta dostrzegała walory zewnętrzne.
-
Tak myślisz? –Fion zapytał rozglądając się ponownie.
To było ładne miejsce. Białe światło, jak
delikatna mgła uspokajało nerwy, ale coś za nim było.
Trzeba
było iść dalej. Udać się w nieznanym kierunku- z musu, a nie z chęci. Fion nie
miał wyboru- musieli iść , bo takie było przeznaczenie. Pozostanie , nie
przyniosłoby odpowiedzi na dręczące pytanie- po co tu się
znaleźli?
W krainie Idii
Szli dosyć
lekko. Rozpływali się łącząc z tym co ich otaczało. Nie wiedzieli, że teraz
są światłem, energią złączoną w jeden
obszar. Czas to powierzchnia rozdzielająca. Występuje w strefie materialnej.
Takich obszarów jest wiele i w każdym inaczej przepływa. Przenikamy siebie nie
wiedząc, że to on uczy nas określać kształty i nadawać nazwy. Jak w zawrotnej
układance! Kiedy jesteśmy w krawędziach potrafimy określić, wydobyć inne
części. Widzimy jeśli potrafimy wzrokiem objąć fragment , dopasować do niego określenie.
Nie zobaczymy jeśli zatrzyma się ułamek sekundy, który wyznacza granice. Czas
pozwala zaistnieć życiu, które poddaje się biegowi zdarzeń. Tak wydobywają się
kształty w poznawanej przestrzeni. Tu nie miało to znaczenia. Wszystko
przemieszczało się bez wewnętrznego nakazu. Nic nie określało powstawania, było
to bez znaczenia.
Fion powoli przyzwyczajał się do sytuacji.
Szukał myśli Olemy, która wtulona w jego doznania uczyła się być , nazywać
siebie i cieszyć się z tego, że potrafią dalej rozmawiać.
-Olemo zobacz wokół
nas tysiące iskier i kolorów.
Przepływają nie zostawiając śladów. Widzisz te barwne otwory. To chyba
są… pęcherzyki?
-Czuję się jak w
morzu, w którym zamiast wody znajduje się ogień. Nie jest wrzące - to dobrze jak myślisz?
- Tak kwiatuniu- lubił ją pieszczotliwie nazywać.
Wiedział , że słowo zadziała.- Olema zaraz będzie mieć lepszy nastrój. Jesteśmy
w nowej strefie. Tam zostawiliśmy to co już poznaliśmy. Musimy od nowa uczyć się rozumieć co nas
otacza.
- Pamiętasz jak
uczyliśmy się przekazywać myśli. Najpierw nic nie słyszałeś dopiero kiedy
pojąłeś, jak przyjmować moje słowa poznaliśmy siebie.
- Tak jest tutaj! Jeśli uda nam się uchwycić
choćby mały kawałek. To nauczymy się rozpoznawać obrazy.
- Ja na razie
widzę same punkty, które tak zabawnie
krążą wokół siebie. Przenikają lub zatrzymują na chwilę.
-Spójrz pędzą
prosto na nas. Złota barwa przenika zostawiając dziwne uczucie. Jakbyśmy
należeli do niej. Nie! Teraz jest biała- tak …to biały kolor. Fionie, jakie to
dziwne uczucie. Poczuć coś , ale co?- Olema bawiła się tą całą sytuacją.
Sprawiało jej przyjemność znajdowanie czegoś nowego.
Fion w tym czasie starał się łączyć punkty
w obraz. Było to jednak trudne. Czego się uchwycić? Domyślał się, że nowy
wymiar to inne kształty. Jak poznać alfabet, jeśli nie zna się chociaż paru
znaków- Rozmyślał trochę przestraszony.
Przypominał sobie poznane obszary- może któryś ….może ten….- Znowu nic dalej
widzi wirujące otworki. Tak pomyślał o małych punktach zderzających się ze sobą
lub krążących jedne wokół drugich.
- Zdenerwowałem się
-to jak zabawa w chowanego. Myślę … myślę, ale nie wiem w którą iść stronę. Nie
uśmiecha mi się przebywanie wśród dziwnych pęcherzyków. Wszędzie to samo i tak
ma teraz być. To jak kara- Fion zaczynał poddawać się. Był przekonay, że są w
pułapce. Bezbolesna, ale jak istnieć jeśli traci się wiarę. Wyobrażał sobie, że
jest mózgiem wyrwanym ze swojej
przestrzeni. Umieszczony na zewnątrz czuł, że jest w innym miejscu, ale nie
wiedział jakim. Pozbawiony realnego
wymiaru gubił się w doświadczeniach. Nie potrafił zrozumieć tego co ich
otaczało . -Wołać o pomoc? To nie jest możliwe- tu nikogo nie ma. Ironicznie
analizował swoje porównanie- Mózg nie potrafi wydobywać dźwięków.
- Alfabet myślowy
jest odczytywany w świecie z kąt pochodzę.
Mogę rozmawiać tylko z Olemą- w tej chwili czuł się zagubiony.
-Przestań
marudzić- szturchnęła go zmieniając
nastrój. Sam to ty nie jesteś. A ja już się nie liczę. Jesteśmy razem- to
wystarczy. A jak nie potrafisz się pogodzić z tym, że jesteśmy w nowym miejscu
to zacznij sobie przypominać stare. W tamtym świecie znajdziesz nasz życie,
będzie lepiej. Wspomnienia to dobra sprawa. Mamy je, jeśli jest zbyt trudno można włączyć przycisk. Wokół nas pojawi się nasze doznania. Przestaniemy
być sami.
- Oj! Ty moja
przyjaciółko, ale to są tyko schowane obrazy, a kiedy się dobrze rozejrzę…
widzę….wstrętne kolorowe pęcherzyki, które zaczynają mnie denerwować- Skrzywił
się jakby całe wnętrze wypełniła mu gorzka substancja.
-No właśnie głupolu. Potrafisz już
coś wyróżniać. Zastanów się teraz
dobrze. Widzisz otworki czy pęcherzyki. Sprecyzuj to.- Olema zaczęła się
zastanawiać dlaczego Fion raz widzi otworki, a raz pęcherzyki.
- Masz rację to już jest coś. Zaczął radośnie podskakiwać. Jak małe dziecko, które
dostało najwspanialszą zabawkę.
2
Fion
zaczął zastanawiać się nad tym co dostrzega. Trudno jest określić coś, co widzi
się przez mgnienie sekundy i nie jest się pewnym zaobserwowanego kształtu.
Zaczął dobrze przypatrywać się przestrzeni. Był pewien, że jest białym
światłem, w którym znajdują się otwory i pęcherzyki. Nie to nie są pęcherzyki-
zauważył. To jest obszar z otworami. Nie jest stały, porusza się zmienia wokół
. Wyrasta … tak powstają te nieznośne pęcherze. Coś miedzy nimi jest- to
są przejścia w kształcie otworów.-
widzę!... zawirowania w całości-
nareszcie poczuł, że zbliża się do rozwiązania . Domyślał się, że muszą kierować się do jednego z otworów. Tam
prowadzi droga. Znajdą odpowiedź!
-
Olemo musimy podejść bliżej tego co
zobaczyłem. Zaczynam układać zagadkę. Olemo nie spij! Słyszysz mnie?
-Tak!
Krzyczysz, więc nie sposób nie usłyszeć- Olema była zła. Przerwał jej sen, był
ciekawy. Chciała poznać zakończenie.
-Fionie
wiesz co mi się przyśniło?
-
A skąd ja mam to wiedzieć. Teraz staram
się rozwiązać zagadkę miejsca, w którym tkwimy.
-
Proszę posłuchaj, bo to jest takie dziwne i smutne zarazem- Olema starała się
mówić czule. Wiedziała, że nie odmówi jeśli będzie mówiła pieszczotliwie.
-
No dobrze… czuję, że musisz podzielić się tym snem, bo inaczej nie przestaniesz
marudzić- zaczął śmiać się dobrodusznie. Znał Oleme- była nieustępliwa.
-
Zaraz się obrażę. Ja nigdy nie marudziłam i nie lubię jak tak mówisz- Zaczęła
prychać, jak zdegustowany kot, który zamiast mleka dostał wodę. Po chwili
jednak stwierdziła, że nie ma sensu gniewać się i tak są zdani na siebie. A sen wydawał się mieć jakieś znaczenie.
-Widziałam
jezioro. Pięknie wyglądało wśród skał. Były szare i toporne, ale dzięki nim
tafla nabierała tajemniczego blasku.
Zatopiona była jak w srebrnym pierścieniu. Szkliła się metaliczną barwą.
Cieniutka srebrna warstwa pod którą
zielona- biała barwa żyła i naznaczała miejsce. Wokół biała plaża z mnóstwem
kryształów- były piękne. Gdyby nie obraz kobiety. To
musiała być kobieta, miała inną postać niż te ich drugie części. Delikatna w
zwiewnym materiale. Ona nie żyła- słyszysz! NIE ŻYŁA! Czerwona ciesz płynęła
łącząc się z plażą. Leżała na brzegu, chciała dojść do jeziora. Wydawało mi
się, że uciekała. W jeziorze miała poszukać schronienia. Nie zdążyła on ją
uderzył.
- Ta ciecz to krew. Kto ja uderzył? To wygląda
mi na jakieś romansidło. W twojej głowie
taki sen? Zaczynasz czuć jak prawdziwa
kobieta. Radzę! Przestań dramatyzować. Pamiętasz, obserwowaliśmy żeńskie odpowiedniki
człowieka. Stale myślały o miłości i zawsze musiała mieć karkołomne
zakończenie.
-
Nie prawda! Mnie się podobały, były
takie…nie wiem jak to określić. Smutne i piękne, wzbudzały uczucia i potem
inaczej wszystko wyglądało.
-
Popchnął ją, widocznie miał powód. Nieraz trudno jest zapanować nad reakcją.
Jeśli tak stale mówiła jak ty nieraz, to mógł być gwałtowny.
-
Zaczynam rozumieć kobiety. Nie dziwię się, że ciągle tkwią w wymyślonych
wymiarach. Przecież z wami nie da się żyć. Sama zaczynam się denerwować, bo
odejść od ciebie nie mogę, a nie odpowiadają mi twoje myśli- na chwile zamilkła, była wściekła. Musiała
przeczekać napływ złego humoru.
-Olemciu…Olemko…już
dobrze, przecież wiesz , że bez ciebie to ja nie byłbym sobą. Nie wiem co to są
uczucia. O nich to ludzie sporo wiedzą, ale jednego jestem pewien. Bez ciebie
nie potrafiłbym żyć. Choć nie byłabyś we mnie, to i tak byłbym blisko. Nie
wypędziłabyś mnie, bo jestem silniejszy i zawsze wybrałbym życie razem.
-
Ja ciebie też- Olema wysłała piękny uśmiech i łagodniejsze spojrzenie. Będę
opowiadać dalej. Nie jest tego wiele, bo mnie zbudziłeś, ale może innym razem
dowiem się czegoś więcej. Oni szli razem. Strzegł jej i odpowiadał za
bezpieczne dotarcie do jeziora. Ta
kobieta myślała, że ma koło siebie nie tylko strażnika , ale mężczyznę, który
ją kocha. On ja zdradził. Na czyje polecenie i dlaczego tego nie wiem. Popchnął
ją. Upadła! A on …podniósł i ponownie rzucił. Była nieprzytomna. Wziął kawałek skały, leżał tam jakby czekał
na niego. Uderzył ją w głowę. Została czerwona dziura . Twarz pokryła krew.
Odszedł, zostawił ją na brzegu. Wiedział, że nie żyję. Po chwili jezioro poruszyło
się . Niewielka fala przyniosła muszlę. Była biała i miała w sobie jasność. Dziwne światło , które tliło
się jak rozpalona iskra.
Światło zaczęło iskrzyć coraz mocniej, tworząc biały ogień. Płynął unosił się jak delikatny wiatr. w tym świetle znalazło się ciało. rozpromieniało i zaczęło tworzyć elektryczne spirale. rozpromienione od wewnątrz tworzyło coś na kształt cyborga. Trwało to krótką chwilę i po niej zaczęło się rozpływać, zmieniać strukturę, Fionie ono zniknęło!
-Tak jak my kochanie. Nie wiem czy pamiętasz, ale przeszliśmy na drugą stronę. Nie jesteśmy już razem ze wszystkimi. Inny czas i nowa droga.
-Zaczynam się denerwować, bo to że jesteśmy jest wspaniałe, ale to co teraz się dzieje mnie przeraża, chociaż takie podejście do sytuacji niczego nie rozwiąże i tak jak Ci powiedziałam- Musimy się skoncentrować i przestać bać tego co jest nowe.
-Olemciu nic nie rozumiem i niczego nie wiem.
Nie ma tu nikogo i nie potrafię wyodrębnić kształtów. Nie wiem gdzie jesteśmy i w którą stronę należy iść.
Najlepiej przestać się zastanawiać i skierować się gdziekolwiek. Sytuacja się nie zmieni, bo i tak tkwimy w niej i nie można się wycofać.
Białe przestrzenie znajdujące się pomiędzy pęcherzykami, były stałe. można tak o nich powiedzieć, bo posiadały stałą część podobną do grudek ziemi. Był to rodzaj przestrzeni po której można było chodzić. Trochę inaczej stąpało się po powierzchni, bo uginała się i pokrywała chodzącego srebrnym światłem. Łuna z różowym blaskiem który gdzie nie gdzie prześwitywał spod srebra otaczającego dwie postacie znajdujące się w tym momencie w świecie do którego podążali...
Światło zaczęło iskrzyć coraz mocniej, tworząc biały ogień. Płynął unosił się jak delikatny wiatr. w tym świetle znalazło się ciało. rozpromieniało i zaczęło tworzyć elektryczne spirale. rozpromienione od wewnątrz tworzyło coś na kształt cyborga. Trwało to krótką chwilę i po niej zaczęło się rozpływać, zmieniać strukturę, Fionie ono zniknęło!
-Tak jak my kochanie. Nie wiem czy pamiętasz, ale przeszliśmy na drugą stronę. Nie jesteśmy już razem ze wszystkimi. Inny czas i nowa droga.
-Zaczynam się denerwować, bo to że jesteśmy jest wspaniałe, ale to co teraz się dzieje mnie przeraża, chociaż takie podejście do sytuacji niczego nie rozwiąże i tak jak Ci powiedziałam- Musimy się skoncentrować i przestać bać tego co jest nowe.
-Olemciu nic nie rozumiem i niczego nie wiem.
Nie ma tu nikogo i nie potrafię wyodrębnić kształtów. Nie wiem gdzie jesteśmy i w którą stronę należy iść.
Najlepiej przestać się zastanawiać i skierować się gdziekolwiek. Sytuacja się nie zmieni, bo i tak tkwimy w niej i nie można się wycofać.
Białe przestrzenie znajdujące się pomiędzy pęcherzykami, były stałe. można tak o nich powiedzieć, bo posiadały stałą część podobną do grudek ziemi. Był to rodzaj przestrzeni po której można było chodzić. Trochę inaczej stąpało się po powierzchni, bo uginała się i pokrywała chodzącego srebrnym światłem. Łuna z różowym blaskiem który gdzie nie gdzie prześwitywał spod srebra otaczającego dwie postacie znajdujące się w tym momencie w świecie do którego podążali...
Przejaw rzeczywistości
Lubiła przebywać w tym świecie, gdyby
spisała myśli okazałoby się, że powiela Tolkiena.
Nędzniejszy
parawan, za którym mogły rozgrywać się powstające wyobrażenia. Tak jednak nie
było, tam czekało to czego szukała-
prawie doskonałe życie. Wymyślone
postacie niosły je mając siebie. Nie mogły zdradzać czy unikać kontaktu, to było
niemożliwe. Potrzeba bycia kochanym –tego
szuka się od samego urodzenia. W mniejszym lub większym stopniu odczuwa.
Pewnie dlatego tak trudno jest poszukać ideału. Zróżnicowano doznawanie i to co
ją raniło nie raniło innych. W strefie fantazji czuła się bezpiecznie. Mogła
układać sytuacje, tak jak chciała omijając samotność. Otaczała ją grupa
wymyślonych istot. Lubiła je- były jej i nikt nie mógł wydrzeć myśli
powstających w głowie. Może z wyjątkiem hałasu, który rozgrywał się za jedną ze
ścian biura. Wyjście z luksusowego
miejsca, szara konieczność właśnie dobijała się
zmuszając do powrotu.
- Fredzie co się dzieje, dlaczego tak zimno?
– była w płaszczu , bała się zostawić tą ciepłą warstwę. Zaraz po wejściu czuła
jak marznie nos i dłonie.
- Nic wielkiego,
okres grzewczy dobiega końca, a tak naprawdę to strzelił piec i jest awaria.
- To zrób z tym
coś! Lepiej się pospiesz- przybrała nakazujący wyraz.
- Czy nie rozumie
pani , że nie będzie cieplej? Nikt mi nie płaci za naprawę. Nie muszę , tylko
po to , żeby było ciepło w tyłeczek. Nawet ponętny- przekorny uśmiech rozchylił
wargi. Lubił takie sytuacje, gdzie stosuje się flirt słowny. Podnosił poziom
adrenaliny, nawet bardziej niż cycate damy spoglądające zaczepnie z kalendarza. Powiesił go w swojej części budynku. Na każdy
miesiąc nowa panienka… coraz bardziej rozebrana. Stroje bikini wymyślono dla
facetów, żeby prowokować, ale to akurat lubią kobiety.
- Mogę z tobą
dyskutować, nie płace za zimne pomieszczenie, a okres grzewczy mnie nie
interesuje, tylko zaokienny termometr. A on do cholery pokazuje, że zima jeszcze
sobie szaleje i nie mów, że nie naprawisz- Fred zaczynał się denerwować.
Twarz przybierała wściekły grymas-
skoncentrowany w oczach. Zapalały się jak u wilczura na chwilę przed rozszarpaniem
natręta. Joanna dalej marudziła nie zwracając uwagi na zdenerwowanego mężczyznę
.
- Opiekujesz się obiektem i to mi wystarczy,
żeby wymagać – takie jest życie. Zachowujesz się jakbyś nie znał zasady. Bajki
są tu- przyłożyła palec do głowy. Teraz
to twarda rzeczywistość, a ona kopnie jeśli zaraz nie zrobi się cieplej. Nie mam zamiaru siedzieć w płaszczu do końca
czasu pracy.
- Dzisiaj tego nie
załatwimy, bo mam swoje problemy, a one nie pozwalają mi na bycie idealistą,
pomaganie dla jakiegoś widzimisie. Można wskoczyć w kombinezon roboczy. Do
dzieła! Zaczynam odliczać minuty. No dalej paniusiu. Pokaż co potrafisz! Zobaczymy
kiedy zrobi się cieplej. Zasada jest jedna- trzeba liczyć na siebie proszę
pani- drwiną badał reakcje zaskoczonej
kobiety.
- A nie… zrzucać na
drugiego- całą wściekłość przelał mierząc wzrokiem. Miał chęć zamknąć ją w
kotłowni i poczekać na końcowy efekt.
- Zachowujesz się
jak filozof, z rodzaju tych, co zamiast poczuć jabłko, to zderzyli się ze
stadem os. Tak źle nie jest, zawsze można wpaść głębiej- Prowokowała, atakując
słowami. Jakby chciała rozgrzać się dyskusją. Powiedz co przysiadło na
duszyczce. Kolor czarny jest dobry, wcale nie trzeba się go bać. Może zrobi się
raźniej -cudze problemy pomagają. Od wieków uwielbialiśmy krwawe igrzyska ,nie
jestem wyjątkiem. Dalej podziel się zmartwieniami. Nie tylko mnie
zaczepiają bure chmury- Fred stał zły i
milczący. Trzeba było napracować się , żeby wycisnąć odpowiedź.
-Jestem prawie
bezdomny. Przed świętami przyszła ekipa inspektorów budowlanych. Do czynszowego
budynku, w którym mieszkam - postanowiła zamknąć dom. Szczyt wypada, wszystko runie.
- Nareszcie powiało
optymizmem, tylko zapomniałeś, że nie mogą tak cię zostawić i to z całą
rodziną. Jakieś mieszkanie zastępcze należy się
nawet w dobie dzikiego kapitalizmu.
- Głupie gadanie,
teraz nic się nie należy. Musiałabyś widzieć jak cieli dywany , odstawiali
meble. Umacniali ściany i podłogi
metalowymi sztabami na chwilę przed świętami.
- Dziwoląg jesteś.
Nie rozumiesz, że tak musieli zrobić, chyba że zamiast zajączka chcieliście otrzymać
przestronny kopczyk z wyjściem namalowanym przez zasypanego artystę- Przez
chwilę Fred uśmiechał się, rozbawiła go
cała ta sytuacja wynikła z wrodzonej przekory.
- Przedtem nie
mogliście zgłosić do burmistrza, że ściana pęka?- dopiero jak nieszczęście to
wszyscy zaskoczeni.
- Niech pani
przestanie filozofować. Tak najłatwiej, jak się siedzi w cieplutkim i całym
domku.
- Tak, w Polsce
myśli się dopiero po fakcie, to taki nasz zwyczaj narodowy- debatowała dalej.
Miała teraz okazję przelać swoją złość, bo też miała już dość tych potknięć
wynikających z źle ustanowionego prawa i ogólnego burdelu.
-Znasz to… co ci
przyniesie zajączek: raz …dwa, trzy… W
koszyczku wilka, bo owieczki to w naszym bałaganie towar deficytowy ha ha ha
ha. Trzeba umieć się śmiać nawet z
samych siebie. To właśnie jest podstawa udanej egzystencji. A wilki są pod
ochroną, więc się przyzwyczaj do sytuacji. Zamiast labiedzić zacznij działać.
Jak się urodziłeś mężczyzną , to nie tylko na kalendarz patrz( wskazała
wzrokiem wielkie DD zawieszone w pasiastym staniczku). Przy okazji - nareszcie zaczynamy mówić sobie
na ty w dwie strony. Ten poprzedni układ trochę mnie krępował.
-Nie proszę pani
już raz ustaliłem, że do mnie proszę zwracać się Fredzie , a ja i tak przez ,,pani”
będę zawracał głowę. Aaaa…- to było tylko małe przejęzyczenie- Zadziorne
spojrzenie w tej chwili miało szyderczy wyraz .
Rozmowa wprawiła Joannę w bardziej
melancholijny nastrój. Pozostawało nieszczęście ludzi, którzy lada chwila mogli
zostać bez dachu nad głową. Najdziwniejsze było to, że ściana pękała już od
dawna- powód prosty. Pobliska jezdnia, Tiry przekraczające prędkość. Nikt nie
zwracał uwagi na obowiązek 20 km na godzinę. Pamiętała jak Fred mówił kiedyś, że
dzwonił zawiadamiając policje. Nie zareagowali, nie sprawdzili w porę.
* * *
Coraz częściej wracała do swojego świata.
Nie potrafiła nałożyć warstwy ochronnej, takiej grubej skóry. Większość ludzi
dawno to zrobiła. W okresie dzieciństwa nauczyli się pokrywać pancerzem i to
bardzo szczelnym. Ona nie umiała. Do tego ta śmierć smarkacza- kiedyś się nim opiekowała. Może zawaliła sprawę? – obraz
dziecka wracał. Zawsze był złośliwy i odpychający. Większość osób mających z
nim styczność narzekała na jego zachowanie. To były pozory, Michał był
prawdziwym nieszczęśnikiem. Jak nie ma się rozumu, to chociaż postawę lub buzię jak malowaną. U niego był deficyt na wszystko. Mały, chudy z odpychającą
twarzą. Bieda wycisnęła piętno. Nie miał ubrania, w zimie chodził w tenisówkach i cienkiej bluzie. Zawsze
spoglądał przez zbite okulary, bo nie miał pieniędzy na naprawę jednego ze
szkieł. W połowie wypadło i tylko przez pozostałą cześć można było patrzeć, a
to powodowało dziwny obieg gałki ocznej.
Bliskie spotkanie
ludzkich natur nastąpiło. Wtedy pracowała w szkole, opiekowała się stołówką.
Jeden obiad mogła przydzielić , zawsze zostawało jedzenie. Nie zgłaszano w porę
o nieobecności i nie sposób było policzyć porcji.
- Michał!- złapała go za rękę i ustawiła
pierwszego w kolejce, która zaczęła
się tworzyć.
- Nie, ja dzisiaj
już jadłem, nie chcę tu stać- przejaw buntu uzewnętrznił się wyjściem poza.
Wracaj, chciałam,
żebyś mi trochę pomógł przypilnować wchodzących. Zobacz jak się pchają, sama
nie dam rady. Potem zjesz obiad. Za to należy się zapłata- uśmiechnęła się do
zaskoczonego chłopca.
Rozpoczęła się pomoc do której przyłączyła
się Magda. Była jej przyjaciółką i chętnie pomagała. Miło było przygotowywać
paczki na święta i opiekować się nim. Zaczął się zmieniać. Jak poczwarka, która
wychodzi z kokonu. Stawał się inny, bardziej ufny i przyjazny. Po ukończeniu
gimnazjum postarała się, żeby w szkole zawodowej zainteresowano się nim. Trafił
pod skrzydła kucharek więc całkiem nieźle. To już prosta droga. Zawód , potem
praca- może jeszcze będzie trudno, ale powinien sobie poradzić. To były
optymistyczne myśli, które dały pewność,
że musi być dobrze. Czarny odcień lubi jednak dominować, przekonała się po paru
latach. Kiedy wracała do domu, przywitała ją informacja.
- Mamo Michał się powiesił!- Basia znała
go, kiedyś przyszedł, pożyczyć rower i został w pamięci córki.
- Jak to się stało?
Co się stało- łzy napłynęły do oczu. W myślach pojawił się obraz chłopca.
Bladego, chudego patrzącego przez wąskie szkiełko zbitych okularów.
Jak dociec prawdy teraz, zabrał ją ze sobą.
Może sytuacja w której się znalazł popchnęła, albo coś innego. To wie tylko on
, jeszcze ci co czekają po drugiej stronie. Jeśli błękitny obraz ma prawdziwy
wymiar.
Po tygodniu dowiedziała się, że miał spore
kłopoty. Pobito go i trafił do szpitala. Nie miał pracy więc musiał zapłacić za
pobyt, tylko z czego jeśli nie mógł liczyć na rodzinę. Nawet w dzień pogrzebu
stali przy sklepie opijając nieszczęście.
Równowagę trudno
utrzymać. Tak jak w dobie, gdy kostnieje wszystko- zwiększa się ilość czerni. W
życiu granica zależy od dużej grupy osób. Zapanować nad uczuciami nawet Bóg nie
potrafi. Może obraz krzyża, na krótką chwilę wywołuje trzęsienie ziemi. Stajemy
dławiąc się na smutkiem. Za chwilę zapominamy i cieszymy się nowymi godzinami.
* * *
Ostre słońce kolorowało nadchodzące
godziny. Spiesznym krokiem szła w kierunku budynku, w którym miała biuro. Nie
chciała spóźnić się do pracy. Na powitanie wyszedł Fred z roześmianą miną.
- witam piękną
panią, jak minęła noc. Po podkrążonych oczach wnioskuje, że za wiele myśli
uciskało mózg.
- Jakbyś zgadł, ale
co zrobić jeśli łapią serce i za diabła nie chcą puścić. Nawet męska kołysanka
nie pomorze- kpiący wyraz oczu zatrzymał się na jego spojrzeniu. Które teraz
porozumiewawczo mrugało.
Myśli, że tylko on ma kłopoty. Każdy niesie
swój bagaż, a nieraz jest za wiele w nim kamieni. Nie strawione sytuacje odkładają
się, później wraca się do nich. Jak tylko cisza okrywa wieczór. Sen spędzała
firma- powierzona jej rozumowi. Tyle wysiłku, zaangażowania, a tu klapa. Za
bardzo ufała , chociaż tak naprawdę
zostawiono samą. Jak tu rozkręcać biznes jeśli wokoło wyczekują hieny.
Zatrzymały się na chwilę i czekają na żer. Miała swojego doradcę technicznego.
Miał pomagać - nawet obiecał szefowi, że jest obeznany z sytuacją w Polsce.
Cygański wygląd technika skłaniał do określenia natury. Tak myślała , ale
przecież wszyscy jesteśmy równi. Więc nie zwracała uwagi na czerwone światełko,
zapalające się zawsze wtedy kiedy był milutki i obiecywał, że wszystko potrafi.
Na początek zrzucił na nią swoje obowiązki, a potem wymagał żeby dokonywała
cudów. Nie zauważyła , że pracuje za
niego. Starła się wytłumaczyć dyrektorowi, który prowadził macierzystą firmę.
Prosiła o pomoc, ale … w naszych czasach nie można zejść nawet na chwile ze
swojej drogi, bo jak się ją opuści to przejmują inni. Szczególnie jak
zdążyliśmy odchwaścić i nałożyć wygodniejszą nawierzchnię. Pamiętała jak
powiedział, kiedy się żaliła- dopadł ją smutek i traciła wiarę w rozwój - Coś ty myślała! Dałem ci wędkę.
Jedyna metoda to nauka od podszewki. Trzeba
samodzielnie łowić ryby. Prywatny interes rozgrywasz w pojedynkę. Nad
tym myślała, kiedy do pokoju wtargnął Fred bardzo uradowany.
- Dostaję przydział i to jeszcze jaki-
szelmowski uśmiech rozświetlał mu twarz.
- Przydział?-
czyżby kartki na mięso wróciły- Lubiła złośliwości, w taki sposób zaczynała
bronić wrażliwej natury.
- Właśnie na mięsko
i to młodziutkie , smaczne. Gestem pokazywał kalendarz.
-Czyżby kolejne
zdjęcia w negliżu, bardzo ponętnych kobiet?
- Nie tym razem, to
będzie żywa panienka, mam nadzieje, ze będę mógł cieszyć zmysły obfitymi
kształtami. Moja szefowa dzwoniła i powiedziała, że dostane dziewczynę do
pomocy. Ma się zgłosić z kuroniówki. Wyobraźnia działa. Już ją widzę jak się opala,
w stroju Ewy. Na trawie którą dla niej przystrzygę. Patrzeć…patrzeć( zaczął się
namiętnie oblizywać) i tak na odległość dotykać- w odpowiedni sposób zaczął
przebierać palcami udając kobiece uwypuklenia.
Są jak dzieci-pomyślała. Pozostaną nimi do
końca życia. Tacy silni od zawsze ryzykowali nadstawiając kark. Wojny, łowy,
albo zdobywanie niezdobytego. Twardzi - tacy skalni. Nieraz z łapskami
niedźwiedzia. Mali chłopcy trzymający w ręku sznurek przywiązany do lokomotywy.
Tylko, że za przejazd ciuchci i to bezpieczny zawsze odpowiadała kobieta. Nie
jest ofiarą, to byłoby dramatyczne, pokryte warstewką oskarżeń. Podzielono
rolę, trzeba się z tym pogodzić, bo oskarżanie pogarsza sytuacje.
Myślenie to jak galop szczególnie w takiej
sytuacji. Joanna znała biedę, nigdy nie było lekko. Zwłaszcza w czasie
socjalizmu. Równy podział oznaczał patrzenie na obrazy, które zawieszono na
takiej wysokości, do której zwykły śmiertelnik nie miał dostępu. Po cichu, tych
bliżej koryta wpuszczano i dostawali lepsze części. Dla nich było, a innym
wciskano zastępcze kartki, które można było zrealizować stojąc przez wiele
godzin w kolejkach. Uśmiech na wspomnienie porcji mięsa . Najgorzej miała
matka, bo to ona obowiązkowo zaliczała ogonki. Jej został krótki okres, kiedy
dorosła do roli żony. Po zmianach zniesiono przydział - weszła w nowe czasy.
Teraz rozmyślała jak to będzie. Bez pracy i zabezpieczenia. W zeszłym roku
skończyło się. Dostała od rodziców pieniądze, chcieli jej ułatwić życie. Mogła
polecieć do Egiptu, tak ją tam zawsze ciągnęło. Jakieś pozostałości w mózgu.
Trudno wytłumaczyć niezrozumiale odczucia. Nie była tam nigdy, a czuła jakby
należała do tamtej, nie do tej ziemi. Nie poleciała, wolała ciszę, zamiast
awantur. Dodawała pieniądze do codziennych wydatków. Łatwiej mijały godziny.
Nie układało się w małżeństwie. Zaraz w
pierwszym roku dostrzegła- mieli wmontowane nie pasujące magnesy. Oskarżać …to
powielać setki podobnych wywodów. Wolała grubą kreskę lub okrągły stół.
Zostawić żale, postarać się ułożyć życie bez niego. Stukot myśli coraz większy. Jak sobie teraz
poradzi, chciała uporządkować wszystko. A tu najpierw strata jednej pracy,
teraz druga. Po co komu firma, która właśnie ulega rozkładowi. Sama
doradzi zamknięcie. Nie jest potrzebna,
a płacić za siedzenie - to bez sensu.
Miała dosyć walki o następny dzień. Rosnący
syn też zaczynał denerwować. Jego bunt i spodnie, Taki niby zwykły zakup. Teraz
będzie stanowił problem. Co miesiąc parę centymetrów i wymiana odzieży. Nie
mógł chodzić w za krótkich. Zła była, jakby nie mógł rosnąć systematycznie.
Musiał inaczej! Mały, mały … parę centymetrów w jednym miesiącu.
* * *
Złote promienie rozświetlały nastrój.
Wiosna łagodzi wszystko. Świeży powiew i ta zieleń wychylająca się z każdego
zakamarka. Kwiaty pięknie rozkwitły, żonkile- dorodna odmiana, aż ciężka od
nadmiaru żółtego koloru. Delikatny zapach potrafił zawrócić w głowie. Skrywał tajemnice, wiarę w to czego nie
znała. Należała do tych kobiet, które nie trafiły na miłość. Przestawały wierzyć,
że coś takiego istnieje. Nie potrafiła jednak zaakceptować rozumowania swojego
znajomego. Można się przyjaźnić z mężczyzną wbrew panującej opinii.
-Tego nie ma- zapewniał Kajt- Bierz przykład ze mnie.
Siedzę samotnie i jest mi wygodnie. Nie oczekuję od nikogo za wiele, nie czekam
na cuda. Żałuję zwierzęta, bo im nie dano rozumu. Często są zabawkami. A człowieka?- jak fajtłapa to jego
wina. Miłość- wybij sobie z głowy! Od osiemnastki zaczynamy studiować tą
dziedzinę. Zdany egzamin to zaprzeczenie
teorii istnienia. Tłumaczy ci to żołnierz Legi Cudzoziemskiej. Szczęśliwy, nie
czekający na fantazję. Wolę moje
,,lalunie”. Nacieszymy się sobą omijając uczucia.
- Kaj, dlatego
tylko się przyjaźnimy i nawet jakbyś
czarów użył, to ,,lalunią” nie zostanę-
zaczęli się razem śmiać. Wiedzieli, że nic więcej łączyć ich nie będzie. Za to
dobrze było razem powyłupiać się lub toczyć rozmowy. Nieraz na skeypie, bo to
był rodzaj wiercipięty , nigdy nie było wiadomo gdzie poniesie go natura.
Przystojny, nawet bardzo. Niejednej ,,biduli”
mógł zawrócić w głowie. Popełniłaby błąd, jeśli zakochałaby się i zaczęła
marzyć o związku. Świetny był jako rozmówca, ale do roli męża nie pasował i nie
chciał żyć w stałym związku. Joanna nigdy nie zwracała uwagi na walory
zewnętrzne wiec nie robił wrażenia i pozostawał w odpowiedniej odległości.
Lubiła jego opowieści, dużo podróżował i
mógł godzinami opisywać zakamarki świata.
Kiedyś był w Dżibuti we wschodniej Afryce, widział to co ją
interesowało. Jezioro Assal, słone, tajemnicze. Znała je od dziecka. Pojawiło się kiedyś we
śnie. Zastygła szmaragdowa tafla z
białym brzegiem rażącym oczy. Biel plaży i czerń nocy. Było ciemno, a ona
widziała. Wokół wulkaniczne góry otaczały pustkę. Była sama, towarzyszyło
uczucie- jakby już nikogo nie było. Została ona i ta woda. Nad głową trzymała
muszlę. Po jakie licho- tego nie wiedziała . Bzdurny sen, ale wdarł się do
świadomości i pozostawał. Pamiętała to miejsce przez wiele lat. Nie potrafiła
zidentyfikować, aż do powrotu Kaja. Przywiózł solną różę i zdjęcia. Kiedy je
pokazywał zesztywniała. To było to. Przypomniała sobie dokładnie. Była tam!
Tylko kiedy, gdzie? Teraz miała zagadkę, której mogła nigdy nie rozwiązać. Zrzucić na fanaberie umysłu. Podczas snu
wszystko dozwolone. Mózg potrafi, jak w kalejdoskopie tworzyć obrazy.
Wykorzystuje fragmenty różnych sytuacji. Dziwne miejsca powstają same , a my
przypisujemy do nich cale historie. Lepiej to tak tłumaczyć. Chociaż zostało w
niej cos niedokończonego. Miała poszukać rozwiązania. Jeszcze nie zdawała sobie
z tego sprawy.
* * *
Maki
rosły w strefie awaryjnej. Czerwone płatki… uczucia- muśnięcia wilgotnych warg. Zostało w niej wiele z
kobiecego instynktu. W takich chwilach była sobą - tajemnicą do
której sięgał w przypływie bliskości.
Mogli kochać się wiele godzin, tak dobrze było im razem. Nie zwracali uwagi na
zmieniający się obraz Księżyca. Ranek zastawał
rozgrzanych, spoconych, wtulonych w siebie.
Nie myślała, że można przywołać drugą młodość- spełniła się
chociaż nie czekała na nią. Nie kłamała wtórując Kajowi- uczucia to zabawa dla nieodpowiedzialnych.
-
Asiu nie ma czegoś takiego jak miłość. Do diabła! Jest chemia- wszystko to
chemia.
-
Właściwie okrutniku to masz rację- myślała wtedy.
Wiosna nie rozpieszczała. Chłodny wiatr docierał nawet przez ściany. Za
oknem forsycje- złoty deszcz opadał na
pobliską trawę. Joanna myślała o makach. Rozgrzewała się nimi, jak herbatą z
rumem. Pomagały w zimnych godzinach. Przyjemne
ciepło rozchodziło się pod skórą- wspomnienie dotyku dłoni. Zsuwały się
po ciele , pieszczotliwie gładząc. Cieszyły się każdym odkrywanym zakamarkiem.
Nie mogły nasycić się bliskością- Muskały piersi, brzuch, chwytały biodra.
Czy to miłość?- trudno określić. Bała się
tego słowa. Tak łatwo ulec emocjom
,okaleczyć samego siebie nadając wyraz obietnicy. Powiedział, że ją kocha, słyszała
już to , a potem …słowo traciło znaczenie. Swoich uczuć mogła być pewna-
wiedziała co czuje, a drugiego człowieka?- z tym zawsze jest kłopot -pomyślała.
-
Zwiewne płatki, delikatność niesiona podmuchem wiatru- Przypominała sobie ciepły wieczór i pole
rozścielone tuż przy kolanach -ładnie wyglądała. Opalona skóra złociła się w
promieniach zachodzącego słońca. W krótkiej dżinsowej sukience wyglądała
pociągająco. Za nią stał Piotr- silny mężczyzna o wrażliwym usposobieniu. Spore
ciało dano mu do obrony. Nikt nie
przypuszczałby, ile jest wrażliwości w tak potężnym człowieku. Tworzył Niezły
kontrast z kruchością jej ciała.
Calineczka- tak często ją określał. Przypomniała sobie dobroduszny
uśmiech Magdy, kiedy zobaczyła ich razem.
-
Aśka , ale fajnie wyglądacie - Ty takie maleństwo, a on to ,, kawał chłopa”.
Nie połamię Cię? … wiesz o czym myślę- tajemniczy uśmiech przyjaciółki,
prowokował do zwierzeń.
-
Chciałabyś dowiedzieć się więcej? Nic z tego! Powstałby słodki lukier, a nie
będę dzielić się smakołykami. To jest tylko dla nas!- nie lubiła zwierzać się i opowiadać o sobie.
Kłopoty Freda wyrwały ze snów- miło
rozchodzących się pod skórą. Wspominanie wchłaniało zimno i nie pozwalał czuć
samotności.
- Ja chyba się powieszę- wszedł mając w
oczach łzy.
-
Co się stało? – Joanna przestraszyła się widząc go w takim stanie. Bała się, że naprawdę weźmie sznurek i na
jakieś gałęzi zawiśnie. W ostatnim czasie rozgrywały się dziwne sytuacje. Jak
podczas wielkiego krachu w USA. Tam chodziło o pieniądze, tracono całe majątki.
W Polsce o dusze- można było tak pomyśleć,
analizując samobójstwa dzieciaków i śmierć, która szerzyła się
niespodziewanie. Właśnie w radiu podano informacje o następnym zejściu.
Zamieszana w kombinacje polityczne kobieta - wolała nabój niż to dalej. Śmierć
i miłość pasuje do obrazu róży, która dostajemy w prezencie. Musi być czerwona,
namiętna i boli wbijając kolce. Jak zamkniecie oczu kiedy jest za wcześnie. Melodramatyczne
myśli, kiczowate -tak powiedziałby teraz krytyk- Debatowała sama ze sobą.
-Twardo stąpający po ziemi, tylko on nie
zwróciliby uwagi , że ktoś umarł- pomyślała -Obwiniała ogólnie nie myśląc o
konkretnej osobie.
- Fred siedział obok,- był nieobecny. Po
policzku toczył się smutek-gęste smugi
łez.
-
Co się dzieje? Powiedz!- dla dodania odwagi złapała go za rękę.
-
Nie mam już sił, całe życie to jak wysypisko śmieci- uciekł, gdzieś daleko,
jakby szukał wspomnień.
-
Nikomu nie jest łatwo. Jedni mają za wiele i szukają nie znalezionego. Inni
mają pod wiatr i całe rozszarpane życie. Nic nie poradzisz trzeba przyjąć to co
jest, cieszyć się. Jakieś dalej zapala światło za horyzontem.
-Mam
przyjąć to mieszkanie co mi proponują? – Zapleśniałe, stęchłe i nie do użytku.
-
Tak źle wygląda? A może chociaż jest duże i po remoncie będziesz miał salony-
uśmiechem starła się rozładować sytuacje.
-
Mniejsze od tego co miałem, bo to tylko jeden pokój. Nie wiem gdzie teraz
pomieszczę meble.
-
To, tylko tymczasowo. Pomyśl, że jesteś na wakacjach i taki przydzielono ci
apartament. Piękna pogoda będzie dopisywać, przecież blisko do lata- Wytrzymasz
już nie udawaj, że jesteś słaby. Przy pierwszym problemie załamujesz się?
-
Słaby? Przeżyj najpierw to co ja i oceniaj moc charakteru. W życiorysie
dominował kolor czarny, a prześwity to ja miałem, jak ci na górze się pomylili-
szyderczy uśmiech mieszał się teraz ze smutkiem.
-
Dostaniesz mieszkanie. Te ,to na chwilę, tylko dla bezpieczeństwa napisz pismo
w którym prosisz o godne warunki do zamieszkania- nie zapomnij, żeby podpisano.
Fred lubił rozmawiać z Joanną miała dziwną
umiejętność. Jej głos i sposób myślenia potrafił zdziałać cuda. Ludzie lubili
powierzać jej swoje tajemnice– zrzucali smutek, mogli iść dalej. Miała artystyczną duszę- malowała obrazy. Kochała to, mogła zamknąć
się w pracowni i spędzać tam wszystkie godziny wolnego czasu. Obrazy często
zdobiły galerie. Tak poznała Piotra. Na jednej z wystaw, gdzie podziwiał jej
zimowe pejzaże. Śnieg z niebieskim odcieniem szklił się na płótnach, a za oknem
miękko okrywał drzewa i ścieżkę prowadząca do pałacu. To była najpiękniejsza
wystawa. Pałac nad jeziorem otoczony sosnami. Podszedł z uśmiechem- jeszcze nie
widziała, żeby ktoś tak pięknie się uśmiechał. Miękkie wargi i delikatność
wzroku- to ją ujęło. Nie miała oporów, żeby rozpoczętą rozmowę , ciągnąć ją
dalej w życiu. Sama nie wiedziała, co razem stworzą. Czy uda się kochać
siebie? Nie zgubią nitki, która
połączyła drogi? Nieraz …wątpiła- wokół tyle zła, a akurat ona miała przeżyć
miłość i to prawdziwą. Miała zamieszkać
w jej sercu na stałe i dać radość.
Ile myśli można przemycić podczas
słuchania lub wypełniania pism, które robi się stereotypowo- właśnie
przygotowywała dokumenty dla księgowej. Łatwa praca zwłaszcza jeśli już nieraz
to robiła. Mózg pracuje osobno, penetruje obszary przeżyte lub wyprzedza to co
może się zdarzyć. Teraz tłumaczył zmagania wewnętrzne: Fred i jego
nieszczęścia, miłość której się bała. Najgorzej
jak zna się wiele ludzkich natur. Nieraz traci się wiarę w człowieka. Piotr,
wiedziała, że jest wspaniały i mogła mu ufać. Inni ludzie- tyle jest w nich z
istot, którym nie można nadać wymiaru. Po drodze gubią siebie, przestają mieć
kształt. Już nie pali się w nich to samo światełko, które ciepło rozgrzewało.
Nadawało łagodny wyraz. Niszczą siebie, wykrzywiają , a potem nie wiadomo z
czym się ma doczynienia .Przypomniała sobie człowieka, który miał kaprys
podzielenia się tym co robił. Zapukał na GG. Rzadko otwierała taki sposób
komunikatora, ale nieraz pisały koleżanki i od czasu do czasu starła się im
towarzyszyć. Zaczepił tradycyjnie: witaj, skąd jesteś?- tekst ozdobiony
różyczką i uśmiechem. Tak popularny, że nudny. Nie odpowiedziała za pierwszym
razem. Po co męczyć siebie i rozmawiać w mało interesujący sposób : ,,cześć”,
jak spędziłaś dzień?, skąd jesteś?.... Zaczął opowiadać o tym co robi- człowiek
ma potrzebę akceptacji, tylko jak zrozumieć coś nienormalnego.
-Lubisz
się kochać?- zapytał bez żadnego skrępowania.
-Tak,
jak każdy zdrowy człowiek. Jeśli kogoś się kocha to trzeba czuć , że to nie
jest zjawa. Uczucia materializują się w
postaci osoby, którą wybraliśmy.
-
Ale filozofujesz. Lubisz to? Tak, czy nie?- starł się zachęcić do rozmów
niekontrolowanych.
-Lubię,
ale tylko z mężczyzną, którego darzę uczuciem- czuła, że będzie starł się
nawiązać intymną znajomość. Nie chciała i nie akceptowała internetowych,,
pogaduszek” z cyklu – ,,monitorowa miłość”.
-
Ja lubię się kochać, jestem długowłosy- wiesz kim są długowłosi?
-Tak
hipisi, którzy prowadzą swobodny tryb życia- wyobrażała sobie w tej chwili
mężczyznę w luźnej koszuli z przepaską na jasnych włosach.
-
Ha, ha, ha- uśmieszki pojawiły się na ekranie.
-
Z czego się śmiejesz? -zdziwienie wtargnęło w myśli Joanny.
-
Zupełnie nie w tym kierunku- przewrotna żółta buźka toczyła się od linijki do
linijki.
-
Długowłosy, to poszukiwany ,, facet”…dobrze obdarzony, nad wymiarowo.
-Chcesz
sprawdzić? Mogę zademonstrować mój rozmiar. Hrabina jest zadowolona i mówi, że
takiego jeszcze nie widziała.
-Hrabina?
-To twoja kochanka?
-
Nie to kobieta, która szuka takich mężczyzn jak ja, a potem pilnuje- wysłał
śmiejące się buźki z pokaźnym ,,cmok”.
-
Nie interesuje mnie to co mówisz. Lubisz zaczepiać i prowokować dziwne
sytuacje? Była wściekła na siebie. Po co odpowiedziała wariatowi, ale ciekawość
to cecha, której trudno się oprzeć.
-Nieraz
chcę porozmawiać z druga osobą, nie wiem …chyba każdy człowiek lubi rozmowę.
-Tak,
ale na normalny temat, a nie wypytuje o intymne miejsca i jeszcze czerpie z
tego przyjemność, zachęca do zwierzeń.
-To
nie tak, jak w tej chwili myślisz. Robię coś złego, ale nie umiem się od tego
uwolnić. Lubię ! To jest gorsze od narkotyku, bo z tego nie można się wyleczyć.
-Jesteś
erotomanem i masowo podrywasz kobiety?- naiwne pytanie miało zachęcić do
opisania tego, co sprawiało mu przyjemność.
-Chcesz
wiedzieć co robię? – Jesteś pewna, ze potrafisz wysłuchać takich zwierzeń?
Gwarantuję, że będziesz żałowała i to jest niebezpieczne.
-
Teraz to chcę wiedzieć, bo co może być niebezpiecznego w tego typu
wiadomościach. AIDS mnie nie zarazisz. Nigdy nie spotkam się z Tobą i kontynuować rozmów dalszych nie
będę. Taki mam zwyczaj. Nie zawieram w Internecie znajomości, są
nieodpowiedzialne, przesiąknięte fabryką marzeń.
-
Ja też nie. Chcę, tylko porozmawiać - to mi wystarczy. Nie Nadajesz się do
sexsu ze mną. Wyczuwam ciepłą kobietę, która ma prawdziwe serce, a ja takich
nie lubię.
-
Mną się pomiata, bije. Dobrze mi jak
udaję psa, albo kona. Jedna z moich kochanek brała mnie do stajni, zaprzęgała,
okładała pejczem- było wspaniale.
-
Ty jesteś chory. Potrzebujesz porady psychiatrycznej- zamarła za ekranem
komputera. To była czarna strefa ludzi.
-Chory?
Nie! Tak lubię się kochać. Z głową w klozecie też,, lądowałem” i powiem, że
było doskonale.
-
Jesteś przepadkiem klinicznym , powinieneś się leczyć. Masz rodzinę? Dzieci?
-Tak
mam żonę i syna, ale nigdy nie dowiedzą się o moich upodobaniach. Trzymam to w
tajemnicy. Może …musze zwierzyć się
,komuś takiemu jak ty-anonimowo.
-Jak
można tak robić? - Krzywdzisz siebie i rodzinę- wstręt przeszywał Joannę.
Dreszcze obrzydzenia wystąpiły w postaci gęsiej skóry.
-
Nie mogę się od tego uwolnić, bo to sprawia mi przyjemność. Nie tylko mnie.
Hrabina włączyła mnie do programu dla znudzonych mężczyzn z pieniędzmi. To jest
dopiero ,,frajda”. Znikam w sobotę i niedzielę. Co dwa tygodnie przyjeżdżam w
umówione miejsce.
- W co Ty człowieku się pakujesz? – wystraszona
nie wiedziała, czy przerwać rozmowę, czy uczestniczyć dalej, ale ciekawość
zwyciężyła.
-
Tam mnie zamykają, czekam na nich. Przyjeżdżają. Ja jestem w klatce. Potem
smarują mnie czekoladą- jestem nagi. Wpuszczają wilczury… zaczynają mnie lizać.
Widzę podniecone oczy tych mężczyzn i siebie…jestem zadowolony, czuję
spełnienie. Nareszcie przeżywam orgazm. Nie zrozumiesz tego. Ja nie biorę za to
pieniędzy. Dają Hrabinie, bo to ona prowadzi
,,interes”- ja z tego czerpie tylko przyjemność.
Joanna
gwałtownym ruchem wyłączyła komunikator. Nie mogła pomóc. Czarna strona
ludzkiej natury w tym przypadku mogła jej zaszkodzić. Są ludzie nad którymi nie
można się litować. Rozmyślała nad uczuciami. Tyle jest kolorów, a niektóre
przerażają. Skąd biorą się te złe? Może za wiele w nas znudzenia? Szukamy
czegoś nowego. Zatracamy granice człowieczeństwa. Potem nie ma już nic z nas
samych. Zostaje wstręt i brak nazwy dla istoty, która miała być człowiekiem.
...
Otworzyła okno, budzące się słońce rozjaśniało skrawek zieleni. Płatki krokusów, które rozkwitły, bo zbliżała się wiosna miały złotawy odcień. Niebo w szaro niebieskim kolorze, częsty odcień w tym rejonie Ziemi rozświetlone złotawo czerwoną łuną. Anglia kraj krasnali tak o nim pomyślała stawiając pierwsze kroki. Minęło parę lat od chwili tych rozmyślań, które zostawiła zapisane, coś w rodzaju być i mieć. Tu żyła inaczej, nie ważne jest poszukiwanie wielkości odczuwania tylko codziennie tworzenie swoistego talizmanu. Wszystko i nic to jest teoria bezwzględności. Można narzekać na ciężkość, wyliczać ile balastru codziennie odbiera radość wstawania. Po co myśleć o zbyt ciężkim poruszaniu się po drodze , która toczy się jak okrągły kamień i tak do końca. Dziwna umiejętność umartwiania się - mam ciężko inni maja lżej,ile musiałam wycierpieć. Jak ludzie lubią chwalić się taką wyliczanką: co musiałam przejść w swoim życiu. Prawda jest taka, że nikt nie wie jak żyje ktoś inny. Z taką myślą zaczęła ubierać przygotowany wcześniej zestaw ,nucąc stary przebój pasujący do nieco ponurego koloru nieba...happy happy people...
Lubiła dobierać barwy, nie zawsze był czas na malowanie obrazów. Codzienne stroje były szybkim szkicem nastroju lub chęci na wybrane kolory-poprawiały samopoczucie. Były swoistym wytłumaczenie braku czasu na dawne zainteresowania. Umiejętności artystyczne tkwiły wewnątrz i dopominały się stukając -upominały, a nawet krzyczały. Nie zdążysz, a my tu tkwimy bez wyjścia. Dziwne jest to, że bycie takim człowiekiem zmusza do żałowania jeśli nie pracuję się nad nawet malutkim talentem, a miała ich trochę. Niezła wyliczanka i nie wiadomo było , który wybrać. Popatrzyłam na spodnie w beżowo fioletową kratę i płaszczyk w odcieniu jasnego beżu. Ładny zestaw, nie zrezygnuję z niego szybko- pomyślała. Z takim nastawieniem wyszła kierując się w stronę zielonej linii metra. Przyjemne rozmyślania zapoczątkowane poranną zorzą, i krokusami zepsuł stop! Metro zatrzymało się w tym miejscu, z którego dalszy dojazd nie należał do najłatwiejszych. Zaczęła się poruszać, bo nagle siedzenie było niewygodne, płaszcz przeszkadzał i w krótkim czasie stała się nerwowa. Nie wiadomo co było robić, siedzieć i czekać, czy szybkim krokiem kierować się w stronę najbliższego przystanku. Jak wszyscy zaczną wychodzić z pociągu to nie dostanie się do autobusu, bo większość ludzi jedzie do pracy i nie tylko ona chce przyjechać punktualnie. Wstała i pośpiesznie opuściła stacje. W oddali został tłum ludzi podążający do tego samego miejsca, Wtedy pomyślała o statystyce i ostatnio czytanej powieści. Jest nas zbyt wielu, okrutne, ale nie można podważyć tego co widać nawet bez obliczeń statystycznych. Wirus z powieści redukujący ludzi przez bezpłodność u niektórych stał się dobrym pomysłem na ułatwienie egzystencji.
-kurwa słyszysz, kurwa -dobiegało z drugiej strony ulicy
-kurwa, wiesz co oni kurwa robili, kurwa- wydzierał się głos
-kurwa co ja tutaj robię, kurwa- trochę się oddalił, bo przeszedł na drugą stronę
Chciała mu odkrzyknąć, a pamiętasz piosenkę co ja tutaj robię...nie musisz być, możesz wracać. Wstyd przyznawać się , że go rozumiem. Już spalił wizerunek kurwa.
Poni, zostawiłam ich po przejściu. Srebrno białe światło, energia życia tam. Bez hałasu wydawanego tu.
Kraina bezczasu
Fion zaczął rozglądać się ponownie, tym razem zaczął dostrzegać obrazy. Pierwszy, który połączył punktowo to była...Olema! To nie możliwe, przecież to tylko światło, które dostrzega obok lub jest nim. Trudno to zinterpretować, bo jak wyodrębnić coś, jeśli nie ma się klucza poznanego kiedyś. To nowy obszar, bez obszaru, ale jeśli chcę nuczyc sie tu być musi pomagać sobie tym co poznał kiedyś.
- Jesteś tu Olemo?
-Gdzie mam być -odpowiedziała. Tak jak zawsze tu, w tobie. Nie rozumiem, przecież zawsze byliśmy razem, a nie gdzieś obok. Już Ci kiedyś mówiłam, że będziemy złączeni. Choćbyś chciał mnie się pozbyć, to jest to niemożliwe, bo tak nas stworzono. Lepsza wersja ludzi?
Olema zaczęła analizować to, o czym pomyślała teraz. Doszli do końca otworu i stanęli na nieznanej przestrzeni.Miała jednak wrażenie, że nie są już tak połączeni jak kiedyś.
-Cudownie jest, widzisz to ?
Fion spojrzał i nie mógł zrozumieć jak tyle ciepła może być zgromadzonego w jednym miejscu. Ocean ze spokojnymi falami. Złoty odcień unosił się w powietrzu. Dosłownie tak to wyglądało. Można było dostrzec małe złote drobiny unoszące się w powietrzu. Plaża o miękkim białym piasku i spokój. Tu wszędzie było spokojnie, bezpiecznie. Taki klimat miejsca , które rozposcierało się przed nimi. Coś dziwnego dostrzegli wpatrując się w jeden punky, który robił się coraz większy. To nie był punkt, to była kobieta.
- Człowiek jest w tym miejscu- pomyślał Fion przesyłając obraz Olemie.
-To kobieta i to bardzo piękna. Siedzi i wypoczywa. Zobacz jak przygląda się falom. Jej sukienka jest w kolorze wody, jeśli to jest woda. Zwiewna i romantyczna. Fionie to jest dusza. Myślę, że to nie jest człowiek taki jakiego zapamiętaliśmy tam. To jest coś innego. Ona na coś czeka.
- Musiała bardzo cierpieć, przeszła wiele godzin bólu, zanim tu się tu dostała. Nawet nie chcę sobe wyobrazić tego co nieraz musi przejść człowiek zanim uwolni swoje ja, to prawdziwe.
-Pękają? -zapytała Olema.
-Nie, Ciało samoistnie przed śmiercią nie pęka. To następuje później, wtedy kiedy je chowają. To procesy służące do zaniku , ale przed zgonem nie może popękać. Rozrywa się ich wnętrze to co w niewidoczy sposób chroniło duszę. Często to czują i jest to bardzo trudne. Lepiej być nieprzytomnym lub umrzeć gwałtownie. Najgorzej jest, jeśli jest się świadomym i to trwa. Byłem kiedyś w ich szpitalu widziałem jak niektórzy cierpieli. Wchodzili na szczyt bólu i umierali. Teraz wiem gdzie odchodzą.
- W to samo miejsce, mamy to samo miejsce Fionie- Olema uśmiechnęła się na myśl o tym, że nie są sami. Lubiła ludzi, a szczególnie podobało jej się towarzystwo kobiety. Jest kobietą, bo tak o sobie myślała. Towarzystwo drugiej może być bardzo ciekawe.
Podchodzili bliżej do obrazów, które ją otaczały. Minuty, godziny życia, układały się w sporą spiralę. Pojawiały się i znikały tak szybko, że trudno było przyjrzeć się im dokładniej.
-Zwalniają-dostrzegła Olema.
To jest szpital, widzę teraz dokładniej. Jaki ból jej towarzyszy, trudno to znieść. Nie jest sama, córka trzyma ją za rękę. Uścisk dwóch dłoni to jak uścisk, serc. Ma przy sobie część siebie, kogoś ważnego kto pomaga daję siłę i miłość. W kieruku światła, tam jest miejsce dla tych co nie pozwolili się złamać.
-Olemo skąd ty tyle wiesz o filozofii dusz?
-To nie ja to tylko przyglądanie się temu, co nieraz udało mi się zobaczyć na powierzchni.
Doszła już do szczytu tego co powstało w jej głowie, ból napierał tak silnie, że czuła jak czaszka pęknie. To tylko odczucie, które zapowiadało koniec. Dziwny wehikuł, który przeniósł ja tu. Bezpieczną i zostawiająca to, co sprawiało niewyobrażalne cierpienie. Już nie ma raka i miesięcy walki, która tak silnie osłabiła ciało. Jest już bezpieczna i przygląda się dziwnym złoto niebieskim falom. Ma wypocząć, zaczerpnąć radości w miejscu, w którym odpoczywa dusza.
-Fionie tak się przyglądamy tej kobiecie, a zapominamy, że my też nie wiemy co z nami będzie. Zostawiliśmy wszystko to co kochaliśmy i to, co znaliśmy. Nic nie posiadamy i niczego nie rozumiemy.
-Olemciu nie marudź, my stoimy w kolejce jako drudzy, to ona jest pierwsza. Tak nam jest łatwiej.
Pamiętasz nasz wielki egzamin?
-Tego nie można zapomnieć. Bałam się wtedy straszliwie. Byliśmy dziećmi i pierwszy raz mieliśmy zejść do wnętrza ziemi i usiąść na kamieniach Noli.
-Właśnie tak, ale nie zrobiliśmy tego pierwsi. Sprytnie przepuściliśmy tego mądrale Malego i jego królewnę Rale.
-Dobrze, że tak zrobiliśmy, bo była nam wtedy raźniej i miej się denerwowaliśmy.
-Tak jest tym razem, będziemy przygladać się co dzieję się z tą kobietą.
Nad postacią, która była obrazem, bo ciało zostało za miejscem dzielącym wszystko na czas i bezczas zostało ciało. Tu dotarła dusza, która niosła punktowy obraz, chronił ją po drugiej stronie. Piękny i bardzo już wyczerpany, ale to, co było nią czuło się wspaniale. Nareszcie beztroskie mogło chodzić, uśmiechać się i cieszyć się tym nowym obszarem. Oczy patrzały w dal, bo zostali ludzie, których tak kochała, ale wie, że dotrze do nich, będzie i zawsze pomorze otrzeć łzy, które często płyną. Nie jest łatwo żyć i jeden drugiemu wszystko utrudnia, a do tego choroba, która pojawia się nagle bez pytania o pozwolenie. Rozwija się, pogłębia i nawet nie wiemy, że nasz lokator pozabierał to, co było nasze. Słabniemy nie wiedząc dlaczego. Na pytanie dlaczego? Otrzymujemy odpowiedź, a dlaczego nie.
Spora ilość biało różowego światła zaczęła ją przenikać, układać się na jej konturach. Było tego tak wiele, że zaczęło tworzyć grubą warstwę. Coś w rodzaju sarkofagu, który zaczął poruszać się i przemieszczać w stronę, której jeszcze nie znała.
-Fionie zobacz co się z nią dzieje-krzyknęła Olema. Ja zaczynam się bać. Nie chcę, żeby światło mnie pożerało. Jej już nie widać.
-To nie jest zwyczajne światło, przecież to Wastu, nasz święty ogień. Nie poznajesz go?
-Masz rację, to nasz blask, on nie parzy i nie niszczy, to jedyny rodzaj ognia, który nie pali.
To już teraz, czuję jak nas przenika. Podążamy dalej Fionie, pora zasnąć, tak będzie łatwiej.
Tori so.
-Tori so Olemo, do zobaczenia po drugiej stronie tęczy. Tam zostaniemy Gordami.
Tori so w jezyku Ponów oznacza określenie miejsca snu.
...
Fion zaczął rozglądać się ponownie, tym razem zaczął dostrzegać obrazy. Pierwszy, który połączył punktowo to była...Olema! To nie możliwe, przecież to tylko światło, które dostrzega obok lub jest nim. Trudno to zinterpretować, bo jak wyodrębnić coś, jeśli nie ma się klucza poznanego kiedyś. To nowy obszar, bez obszaru, ale jeśli chcę nuczyc sie tu być musi pomagać sobie tym co poznał kiedyś.
- Jesteś tu Olemo?
-Gdzie mam być -odpowiedziała. Tak jak zawsze tu, w tobie. Nie rozumiem, przecież zawsze byliśmy razem, a nie gdzieś obok. Już Ci kiedyś mówiłam, że będziemy złączeni. Choćbyś chciał mnie się pozbyć, to jest to niemożliwe, bo tak nas stworzono. Lepsza wersja ludzi?
Olema zaczęła analizować to, o czym pomyślała teraz. Doszli do końca otworu i stanęli na nieznanej przestrzeni.Miała jednak wrażenie, że nie są już tak połączeni jak kiedyś.
-Cudownie jest, widzisz to ?
Fion spojrzał i nie mógł zrozumieć jak tyle ciepła może być zgromadzonego w jednym miejscu. Ocean ze spokojnymi falami. Złoty odcień unosił się w powietrzu. Dosłownie tak to wyglądało. Można było dostrzec małe złote drobiny unoszące się w powietrzu. Plaża o miękkim białym piasku i spokój. Tu wszędzie było spokojnie, bezpiecznie. Taki klimat miejsca , które rozposcierało się przed nimi. Coś dziwnego dostrzegli wpatrując się w jeden punky, który robił się coraz większy. To nie był punkt, to była kobieta.
- Człowiek jest w tym miejscu- pomyślał Fion przesyłając obraz Olemie.
-To kobieta i to bardzo piękna. Siedzi i wypoczywa. Zobacz jak przygląda się falom. Jej sukienka jest w kolorze wody, jeśli to jest woda. Zwiewna i romantyczna. Fionie to jest dusza. Myślę, że to nie jest człowiek taki jakiego zapamiętaliśmy tam. To jest coś innego. Ona na coś czeka.
- Musiała bardzo cierpieć, przeszła wiele godzin bólu, zanim tu się tu dostała. Nawet nie chcę sobe wyobrazić tego co nieraz musi przejść człowiek zanim uwolni swoje ja, to prawdziwe.
-Pękają? -zapytała Olema.
-Nie, Ciało samoistnie przed śmiercią nie pęka. To następuje później, wtedy kiedy je chowają. To procesy służące do zaniku , ale przed zgonem nie może popękać. Rozrywa się ich wnętrze to co w niewidoczy sposób chroniło duszę. Często to czują i jest to bardzo trudne. Lepiej być nieprzytomnym lub umrzeć gwałtownie. Najgorzej jest, jeśli jest się świadomym i to trwa. Byłem kiedyś w ich szpitalu widziałem jak niektórzy cierpieli. Wchodzili na szczyt bólu i umierali. Teraz wiem gdzie odchodzą.
- W to samo miejsce, mamy to samo miejsce Fionie- Olema uśmiechnęła się na myśl o tym, że nie są sami. Lubiła ludzi, a szczególnie podobało jej się towarzystwo kobiety. Jest kobietą, bo tak o sobie myślała. Towarzystwo drugiej może być bardzo ciekawe.
Podchodzili bliżej do obrazów, które ją otaczały. Minuty, godziny życia, układały się w sporą spiralę. Pojawiały się i znikały tak szybko, że trudno było przyjrzeć się im dokładniej.
-Zwalniają-dostrzegła Olema.
To jest szpital, widzę teraz dokładniej. Jaki ból jej towarzyszy, trudno to znieść. Nie jest sama, córka trzyma ją za rękę. Uścisk dwóch dłoni to jak uścisk, serc. Ma przy sobie część siebie, kogoś ważnego kto pomaga daję siłę i miłość. W kieruku światła, tam jest miejsce dla tych co nie pozwolili się złamać.
-Olemo skąd ty tyle wiesz o filozofii dusz?
-To nie ja to tylko przyglądanie się temu, co nieraz udało mi się zobaczyć na powierzchni.
Doszła już do szczytu tego co powstało w jej głowie, ból napierał tak silnie, że czuła jak czaszka pęknie. To tylko odczucie, które zapowiadało koniec. Dziwny wehikuł, który przeniósł ja tu. Bezpieczną i zostawiająca to, co sprawiało niewyobrażalne cierpienie. Już nie ma raka i miesięcy walki, która tak silnie osłabiła ciało. Jest już bezpieczna i przygląda się dziwnym złoto niebieskim falom. Ma wypocząć, zaczerpnąć radości w miejscu, w którym odpoczywa dusza.
-Fionie tak się przyglądamy tej kobiecie, a zapominamy, że my też nie wiemy co z nami będzie. Zostawiliśmy wszystko to co kochaliśmy i to, co znaliśmy. Nic nie posiadamy i niczego nie rozumiemy.
-Olemciu nie marudź, my stoimy w kolejce jako drudzy, to ona jest pierwsza. Tak nam jest łatwiej.
Pamiętasz nasz wielki egzamin?
-Tego nie można zapomnieć. Bałam się wtedy straszliwie. Byliśmy dziećmi i pierwszy raz mieliśmy zejść do wnętrza ziemi i usiąść na kamieniach Noli.
-Właśnie tak, ale nie zrobiliśmy tego pierwsi. Sprytnie przepuściliśmy tego mądrale Malego i jego królewnę Rale.
-Dobrze, że tak zrobiliśmy, bo była nam wtedy raźniej i miej się denerwowaliśmy.
-Tak jest tym razem, będziemy przygladać się co dzieję się z tą kobietą.
Nad postacią, która była obrazem, bo ciało zostało za miejscem dzielącym wszystko na czas i bezczas zostało ciało. Tu dotarła dusza, która niosła punktowy obraz, chronił ją po drugiej stronie. Piękny i bardzo już wyczerpany, ale to, co było nią czuło się wspaniale. Nareszcie beztroskie mogło chodzić, uśmiechać się i cieszyć się tym nowym obszarem. Oczy patrzały w dal, bo zostali ludzie, których tak kochała, ale wie, że dotrze do nich, będzie i zawsze pomorze otrzeć łzy, które często płyną. Nie jest łatwo żyć i jeden drugiemu wszystko utrudnia, a do tego choroba, która pojawia się nagle bez pytania o pozwolenie. Rozwija się, pogłębia i nawet nie wiemy, że nasz lokator pozabierał to, co było nasze. Słabniemy nie wiedząc dlaczego. Na pytanie dlaczego? Otrzymujemy odpowiedź, a dlaczego nie.
Spora ilość biało różowego światła zaczęła ją przenikać, układać się na jej konturach. Było tego tak wiele, że zaczęło tworzyć grubą warstwę. Coś w rodzaju sarkofagu, który zaczął poruszać się i przemieszczać w stronę, której jeszcze nie znała.
-Fionie zobacz co się z nią dzieje-krzyknęła Olema. Ja zaczynam się bać. Nie chcę, żeby światło mnie pożerało. Jej już nie widać.
-To nie jest zwyczajne światło, przecież to Wastu, nasz święty ogień. Nie poznajesz go?
-Masz rację, to nasz blask, on nie parzy i nie niszczy, to jedyny rodzaj ognia, który nie pali.
To już teraz, czuję jak nas przenika. Podążamy dalej Fionie, pora zasnąć, tak będzie łatwiej.
Tori so.
-Tori so Olemo, do zobaczenia po drugiej stronie tęczy. Tam zostaniemy Gordami.
Tori so w jezyku Ponów oznacza określenie miejsca snu.
...
Przejaw rzeczywistości
Wyszła na zewnątrz i przywitał ją podmuch wiatru. Pogoda, która nie potrafiła się zdecydować: ciepło i słonecznie czy zimno, deszczowo. Wiatr powoli przemykał między liśćmi i ocierał się o jej policzki. Całość szarobura i nieumiejąca zerwać przysłaniające go materiału. Tak pomyślała o kolorze nieba. Jest introwertyczką, ale to nie jest wada, tylko inne postrzeganie wszystkiego. Zbyt osobisty odbiór, a może strach przed tym, że nie umie być doskonała. Zna swoje wady i one ciążą, wywołujących smutek. Nie podniosłaby kamienia, nigdy. Wie ile razy popełniała błędy i dorosła do chwili, że potrafi się do tego przyznać. Autobus nie był zatłoczony, czekało na nią wolne miejsce i to wywołało uśmiech zadowolenia. Pracę wybieramy, marząc o zawodzie. Żyjąc z młodym spojrzeniem, widzimy świat idealny, baśń z dobrym zakończeniem. Zapominamy, że nieraz sam trud nie wystarczy, bywa i tak, że słabnie nam chęć, albo zmęczenie zabiera energię, co oddala cel. Można to rozkładać na części pierwsze, a cały problem to mrowisko i duża konkurencja silnych i agresywnych. Nie musisz też mieć wszystkiego, nieraz jesteś średniakiem i nie dla ciebie srebrny skafander kosmonauty.
-A jeśli mają racje? Nikt nie ma pewności w niczym, wszystko to nasz mózg i jego analiza. Ja to on, czy on to ktoś inny, został wszczepiony we mnie i karmi się moim życiem. Oddzielny organizm, który kieruję krokami. Trudno wyznaczyć granice siebie i tego się tu uczę, pomyślała. Dlaczego moje granice chce przekraczać inny człowiek? Zdobywców można liczyć w tysiącach, od początku chcemy burzyć je w jednym celu. Leżę i pachnę, a ty za mnie zapierdalasz i to wulgarne słowo jest właściwe. A wszystko to dzieje się na okrągłej czy płaskiej Ziemi, bo znowu mamy z tym problem.
-Czyżby Kopernik się mylił i płaski dysk jest właściwszy. Od młodości widziałam globus i tyle lekcji o okrągłości planety. Po co mieliby kłamać, o jakie pieniądze mogłoby chodzić, przecież nie Kopernika, bo jeśli się mylił,to teraz po tylu wiekach mu nic nie grozi, a wtedy to całość dzieła otrzymał przed śmiercią i o spaleniu nie było mowy.
Organizacja powstała nawet w Polsce pod nazwą Towarzystwo Płaskiej Ziemii, które upiera się, że jest jak talerz, a w innym kraju to nawet kosmitów w to wmieszano. Pochwalili nas, że po wielu wiekach odkryliśmy właściwy kształt. Do tego planeta ma być tylko jedna. A oni ciekawe skąd się wzięli, z gwiazd?
Teraz wiemy, że kontakty z nimi są na porządku dziennym, tylko co z tym horyzontem, bo przy płaskiej powierzchni w ogóle nie powinno go być, to z logiki, jeśli udowodniliby skąd się biorą pory roku i dzień i noc. Niech zostanie okrągła, bo co mi po kształcie jakimkolwiek i tak na każdym muszę się zorganizować.
- Telefon zawsze odzywa się w złym momencie-z irytacją zaczęła go szukać.-Siedzę, odpoczywam, analizuję dziwne teorie. To przyjemne, bo nareszcie coś się dzieje nowego, a nie po staremu, czyli kręcimy się w kółko wokół tego samego, tylko o parę poziomów wyżej. My bardziej wysterylizowani, gładcy, uczesani, a wątpliwości takie same.
-Nie przestaje dzwonić, to coś ważnego, wygrzebała z torby czarny monitor. Jeden ruch ręki i odczytała wiadomość. Mała czcionka, która zostanie już na zawsze w pamięci.
- Pani Joasiu mama nie żyje. Córka przyjaciółki dostarczyła wiadomość, która ją wbiła w siedzenie. Poczuła się sztywna i betonowa.
-Jak to możliwe-pojawił się obraz przyjaciółki z końca maja.
-Jeszcze poruszała się normalnie, nie pomyślałam, że taka chwila dzieli ją od śmierci. Tak pięknie wyglądała w czarnym kombinezonie w różowe kwiaty. Opuchnięta twarz, bo musiała brać sterydy, inaczej rąk rozrywał mózg i ból był nie do zniesienia. To nie jest możliwe, to nie mogło się stać, przecież mówiła, że się nie poddaje. Po cytrynowych wlewach czuła się lepiej. Wierzyła, że się uda, była silna.
Chciała wrócić do kraju. To miał być najpiękniejszy dzień, wolna na emeryturze i w starym miejscu, z którym była bardzo związana.
Kobiece pierdoły, wreszcie poukładałaby we własnych szufladach i Wojtek.
Teraz musiałby się zdecydować. Jej szalona miłość wieku młodzieńczego. Piękny film można nakręcić o ich powrocie po tylu latach. Miłość na odległość, ale taka piękna.
Spotykali się parę razy w roku i był szampan, piękne słowa, perfumy. Otrzymała od niego największą i najdroższą kolekcję perfum. Nie nadążała zużywać, a już przywoziła następne. Pokazywała i nawet Joanna trochę zazdrościła jej tego Wojtka. Czuły i troskliwy, codziennie rano dzwonił, żeby Dankę obudzić, później ciepłe SMS. Jakie to było piękne, nieraz czytała słowa, które dostawała. Teraz cały świat mu się zawalił. Miłość jego życia odeszła i już jej nigdy nie złapie, nie dogoni, chyba że gdzieś tam, jeśli jest dla ludzi nadzieja.
Łzy płynęły strużkami. Niech patrzą, mam to w czterech literach. Miałyśmy się niedługo zobaczyć, chciała obejrzeć zdjęcia z wesela. Miałam jej przywieść, Dorotkę znała i miałyśmy córki w podobnym wieku. Jej trochę starsza. Widziała sukienkę, ale tylko tyle. Bardzo lubiła śluby i zawsze się do nich starannie przygotowywała.
W oczach Joasiu stanęła długa suknia ze wstawkami z czarnej koronki. Była piękna i te koronkowe pasy.
-Powiedz kupić ją, kupić?
-Kup, bo jest wyjątkowa. Strój na kiedyś,na wesele córki, przecież i jej kiedyś wyjdzie za mąż. Suknia będzie czekać, emerytura nie będzie wysoka, problem ubioru będzie z głowy.
Teraz ją wyrzucą, bo kto będzie przechowywał rzeczy nawet najbliższej osoby.
Tyle miesięcy choroby, nadziei na wyzdrowienie, cud miał się wydarzyć. Słyszała słowa Danusi.
-Nie martw się ja się nie poddam. Zwyciężyłam za pierwszym razem, to i tym razem się uda.
-A jeśli mają racje? Nikt nie ma pewności w niczym, wszystko to nasz mózg i jego analiza. Ja to on, czy on to ktoś inny, został wszczepiony we mnie i karmi się moim życiem. Oddzielny organizm, który kieruję krokami. Trudno wyznaczyć granice siebie i tego się tu uczę, pomyślała. Dlaczego moje granice chce przekraczać inny człowiek? Zdobywców można liczyć w tysiącach, od początku chcemy burzyć je w jednym celu. Leżę i pachnę, a ty za mnie zapierdalasz i to wulgarne słowo jest właściwe. A wszystko to dzieje się na okrągłej czy płaskiej Ziemi, bo znowu mamy z tym problem.
-Czyżby Kopernik się mylił i płaski dysk jest właściwszy. Od młodości widziałam globus i tyle lekcji o okrągłości planety. Po co mieliby kłamać, o jakie pieniądze mogłoby chodzić, przecież nie Kopernika, bo jeśli się mylił,to teraz po tylu wiekach mu nic nie grozi, a wtedy to całość dzieła otrzymał przed śmiercią i o spaleniu nie było mowy.
Organizacja powstała nawet w Polsce pod nazwą Towarzystwo Płaskiej Ziemii, które upiera się, że jest jak talerz, a w innym kraju to nawet kosmitów w to wmieszano. Pochwalili nas, że po wielu wiekach odkryliśmy właściwy kształt. Do tego planeta ma być tylko jedna. A oni ciekawe skąd się wzięli, z gwiazd?
Teraz wiemy, że kontakty z nimi są na porządku dziennym, tylko co z tym horyzontem, bo przy płaskiej powierzchni w ogóle nie powinno go być, to z logiki, jeśli udowodniliby skąd się biorą pory roku i dzień i noc. Niech zostanie okrągła, bo co mi po kształcie jakimkolwiek i tak na każdym muszę się zorganizować.
- Telefon zawsze odzywa się w złym momencie-z irytacją zaczęła go szukać.-Siedzę, odpoczywam, analizuję dziwne teorie. To przyjemne, bo nareszcie coś się dzieje nowego, a nie po staremu, czyli kręcimy się w kółko wokół tego samego, tylko o parę poziomów wyżej. My bardziej wysterylizowani, gładcy, uczesani, a wątpliwości takie same.
-Nie przestaje dzwonić, to coś ważnego, wygrzebała z torby czarny monitor. Jeden ruch ręki i odczytała wiadomość. Mała czcionka, która zostanie już na zawsze w pamięci.
- Pani Joasiu mama nie żyje. Córka przyjaciółki dostarczyła wiadomość, która ją wbiła w siedzenie. Poczuła się sztywna i betonowa.
-Jak to możliwe-pojawił się obraz przyjaciółki z końca maja.
-Jeszcze poruszała się normalnie, nie pomyślałam, że taka chwila dzieli ją od śmierci. Tak pięknie wyglądała w czarnym kombinezonie w różowe kwiaty. Opuchnięta twarz, bo musiała brać sterydy, inaczej rąk rozrywał mózg i ból był nie do zniesienia. To nie jest możliwe, to nie mogło się stać, przecież mówiła, że się nie poddaje. Po cytrynowych wlewach czuła się lepiej. Wierzyła, że się uda, była silna.
Chciała wrócić do kraju. To miał być najpiękniejszy dzień, wolna na emeryturze i w starym miejscu, z którym była bardzo związana.
Kobiece pierdoły, wreszcie poukładałaby we własnych szufladach i Wojtek.
Teraz musiałby się zdecydować. Jej szalona miłość wieku młodzieńczego. Piękny film można nakręcić o ich powrocie po tylu latach. Miłość na odległość, ale taka piękna.
Spotykali się parę razy w roku i był szampan, piękne słowa, perfumy. Otrzymała od niego największą i najdroższą kolekcję perfum. Nie nadążała zużywać, a już przywoziła następne. Pokazywała i nawet Joanna trochę zazdrościła jej tego Wojtka. Czuły i troskliwy, codziennie rano dzwonił, żeby Dankę obudzić, później ciepłe SMS. Jakie to było piękne, nieraz czytała słowa, które dostawała. Teraz cały świat mu się zawalił. Miłość jego życia odeszła i już jej nigdy nie złapie, nie dogoni, chyba że gdzieś tam, jeśli jest dla ludzi nadzieja.
Łzy płynęły strużkami. Niech patrzą, mam to w czterech literach. Miałyśmy się niedługo zobaczyć, chciała obejrzeć zdjęcia z wesela. Miałam jej przywieść, Dorotkę znała i miałyśmy córki w podobnym wieku. Jej trochę starsza. Widziała sukienkę, ale tylko tyle. Bardzo lubiła śluby i zawsze się do nich starannie przygotowywała.
W oczach Joasiu stanęła długa suknia ze wstawkami z czarnej koronki. Była piękna i te koronkowe pasy.
-Powiedz kupić ją, kupić?
-Kup, bo jest wyjątkowa. Strój na kiedyś,na wesele córki, przecież i jej kiedyś wyjdzie za mąż. Suknia będzie czekać, emerytura nie będzie wysoka, problem ubioru będzie z głowy.
Teraz ją wyrzucą, bo kto będzie przechowywał rzeczy nawet najbliższej osoby.
Tyle miesięcy choroby, nadziei na wyzdrowienie, cud miał się wydarzyć. Słyszała słowa Danusi.
-Nie martw się ja się nie poddam. Zwyciężyłam za pierwszym razem, to i tym razem się uda.
Gdzie zaczyna się czas?
Powoli otwierali oczy, obudzili się w wymiarze, w którym światło miało białą barwę, było tylko ono i poczucie spełnienia.
- Olemo rozejrzyj się, gdzie jesteś, bo nie czuję już ciebie wewnątrz.
-Jestem obok, tak mi się wydaję, jakbym była o tu i, tu i tam.
- Ja też, nie czuję swojego ciała, ale wiem, że jestem.
Delektuję się każdą literą mojego imienia.
Mogę przemieszczać się, jak chcę i kiedy chcę. Ja jestem Olemo. Nie wiem jak wyrazić radość, bo potrafię tylko przy pomocy myśli.
-Nic się nie zmieniło, przesyłaliśmy sobie wiadomości w taki sposób i teraz robimy tak samo.
- Czujesz wszędzie to ciepło? Przyjemnie, okrywa jak najcieplejszy letni dzień. Dziwne porównanie, ale tylko to przychodzi mi do głowy, z radości chciałbym skakać, tylko że tego nie potrzebuję, Olemo teraz można robić to bez ciała. Wystarczy, że pomyślę i jestem zaspokojony. Jaki bezsens był na Ziemi. Szanowaliśmy to czego dotknęła ręka, i to się liczyło. Widziane bez materii nie miało znaczenia, bo ciało wołało, nie mierzy, nie waży, nie poczuję smaku nie posiada ziemskich wymiarów nie liczy się, nikt tego nie kupi. Umarły nasze ciała, a my odzyskaliśmy wolność. Mogę być wszędzie, mogę mieć wszystko o czym tylko pomarzę , zrywam dla ciebie kwiaty jaśminu. Kocham wiosnę, kocham młodość. Mam ją i już nigdy nie stracę, będę galopować jak źrebak, pływać w złotych chmurach. Zakochałem się w czasie, na który czekałem nie znając go.
Jakie to wspaniałe, już nie ma wizji śmierci. Nie ma, nie ma! Dalej jestem, ja jestem.
Fion zaczął śpiewać tak czystym i pięknym głosem, aż Olema zdziwiona, zapytała.
- To ty?
-Tu wszystko jest możliwe. Przeszliśmy egzamin, nauczyliśmy się wyodrębniać siebie z nieskończonej potęgi bycia. To nie czarna dziura wypełniona śmiercią, głuchą ciszą. To jej druga strona, to życie, ruch, kolory, głos.
-Wyobraź sobie, że kocham kwiaty bez kwiatów. One są, tak chciałam i pojawiły się najpiękniejsze dla mnie. Z radości nie wiem co powiedzieć, fruwam, czuję jak lece, przemieszczam się, ale dalej mam bliski kontakt z tobą.
-Zauważyłaś, że spełnia się wszystko o czym pomyślimy, obrazy z przeszłości lub takie, jakie tylko chcemy. Możemy kształtować obszar, nazwijmy to obszarem używając nas, bo my to myśl, to wewnętrze, z którym byliśmy, a właściwie ono było nami.
-Czuję się młody, nic mi nie przeszkadza, nie odczuwam bólu, jest tylko radość.
-Tak jak niedzielny ranek, pamiętasz? Taki lubiłeś najbardziej. Te rozleniwione godziny, gdzie czas szumiał lotem zbudzonych owadów. Wychodziłeś na powierzchnię i lubiłeś przyglądać się ludziom. Nieraz siadali na ganku z kawą lub herbatą i patrzyli, przyglądali się wszystkiemu. Słońce rozjaśniało młodą godzinę i nadzieja, że następna część przyniesie coś dobrego. Kwiaty z kroplami rosy, świeże, wystawiały płatki ku słońcu. Teraz mamy to bez czekania już na zawsze.
- Jak myślisz, czy ta kobieta jest tu, z nami?
- Nie wiem, ale jeśli jest to ją spotkamy. Jesteśmy po drugiej stronie tęczy. To czas w bezczasie i można go rozumieć jak się chcę, nic nie wywiera nacisku.Olemo czy masz takie wrażenie jakbyśmy nie byli sami?
Powoli otwierali oczy, obudzili się w wymiarze, w którym światło miało białą barwę, było tylko ono i poczucie spełnienia.
- Olemo rozejrzyj się, gdzie jesteś, bo nie czuję już ciebie wewnątrz.
-Jestem obok, tak mi się wydaję, jakbym była o tu i, tu i tam.
- Ja też, nie czuję swojego ciała, ale wiem, że jestem.
Delektuję się każdą literą mojego imienia.
Mogę przemieszczać się, jak chcę i kiedy chcę. Ja jestem Olemo. Nie wiem jak wyrazić radość, bo potrafię tylko przy pomocy myśli.
-Nic się nie zmieniło, przesyłaliśmy sobie wiadomości w taki sposób i teraz robimy tak samo.
- Czujesz wszędzie to ciepło? Przyjemnie, okrywa jak najcieplejszy letni dzień. Dziwne porównanie, ale tylko to przychodzi mi do głowy, z radości chciałbym skakać, tylko że tego nie potrzebuję, Olemo teraz można robić to bez ciała. Wystarczy, że pomyślę i jestem zaspokojony. Jaki bezsens był na Ziemi. Szanowaliśmy to czego dotknęła ręka, i to się liczyło. Widziane bez materii nie miało znaczenia, bo ciało wołało, nie mierzy, nie waży, nie poczuję smaku nie posiada ziemskich wymiarów nie liczy się, nikt tego nie kupi. Umarły nasze ciała, a my odzyskaliśmy wolność. Mogę być wszędzie, mogę mieć wszystko o czym tylko pomarzę , zrywam dla ciebie kwiaty jaśminu. Kocham wiosnę, kocham młodość. Mam ją i już nigdy nie stracę, będę galopować jak źrebak, pływać w złotych chmurach. Zakochałem się w czasie, na który czekałem nie znając go.
Jakie to wspaniałe, już nie ma wizji śmierci. Nie ma, nie ma! Dalej jestem, ja jestem.
Fion zaczął śpiewać tak czystym i pięknym głosem, aż Olema zdziwiona, zapytała.
- To ty?
-Tu wszystko jest możliwe. Przeszliśmy egzamin, nauczyliśmy się wyodrębniać siebie z nieskończonej potęgi bycia. To nie czarna dziura wypełniona śmiercią, głuchą ciszą. To jej druga strona, to życie, ruch, kolory, głos.
-Wyobraź sobie, że kocham kwiaty bez kwiatów. One są, tak chciałam i pojawiły się najpiękniejsze dla mnie. Z radości nie wiem co powiedzieć, fruwam, czuję jak lece, przemieszczam się, ale dalej mam bliski kontakt z tobą.
-Zauważyłaś, że spełnia się wszystko o czym pomyślimy, obrazy z przeszłości lub takie, jakie tylko chcemy. Możemy kształtować obszar, nazwijmy to obszarem używając nas, bo my to myśl, to wewnętrze, z którym byliśmy, a właściwie ono było nami.
-Czuję się młody, nic mi nie przeszkadza, nie odczuwam bólu, jest tylko radość.
-Tak jak niedzielny ranek, pamiętasz? Taki lubiłeś najbardziej. Te rozleniwione godziny, gdzie czas szumiał lotem zbudzonych owadów. Wychodziłeś na powierzchnię i lubiłeś przyglądać się ludziom. Nieraz siadali na ganku z kawą lub herbatą i patrzyli, przyglądali się wszystkiemu. Słońce rozjaśniało młodą godzinę i nadzieja, że następna część przyniesie coś dobrego. Kwiaty z kroplami rosy, świeże, wystawiały płatki ku słońcu. Teraz mamy to bez czekania już na zawsze.
- Jak myślisz, czy ta kobieta jest tu, z nami?
- Nie wiem, ale jeśli jest to ją spotkamy. Jesteśmy po drugiej stronie tęczy. To czas w bezczasie i można go rozumieć jak się chcę, nic nie wywiera nacisku.Olemo czy masz takie wrażenie jakbyśmy nie byli sami?
Zostawiłam tu wcześniej komentarz, ale przepadł w chwili publikowania, mam nadzieję, że ten zostanie. Jolu to magiczna opowieść w innym wymiarze, może mój komentarz też tam odleciał;)
OdpowiedzUsuńWidać u Ciebie wielką wyobraźnię, a może nie tylko. Masz duży potencjał, pisz dalej proszę, zaciekawiłaś mnie losami bohaterów.