niedziela, 26 marca 2017

Moje opowiadania

Czerwony motyl ciąg dalszy.

 Poprzednie części na stronie, którą utworzyłam: Czerwony motyl-moje opowiadanie.







Do Tower dojechała autobusem, zielona linia stanęła. Nie dziwiło jej to, bo z District Line często były problemy. Miała 25 lat i duży zapas energii więc potrafiła wyprzedzić tłum zmierzający w kierunku autobusu numer 25, bardzo cenny w czasie kiedy tak się dzieje. Objeżdżał prawie cały Londyn i nim mogła dojechać do pracy. Nerwy napięte, kiedy stoi metro, każdy chce dojechać na czas. Olbrzym tak myślała o mieście, ma swoje prawa. Jednym z nich są niespodzianki, nigdy nie wiadomo kiedy zaserwuje jedną z nich.

Przypomniała sobie o pewnym czasie, kiedy krążyła całą noc, bo zamknięto metro, a ona nie znała dobrze miasta. Wchodziła do różnych autobusów i odjeżdżała coraz dalej. Do domu dotarła o 4 rano, o 5. 30 miała wstać. Wzięła szybki prysznic, kanapka z serem i to, co wprawiło ją w dobry nastrój, ciepła herbata, roztaczający się aromat. Relaks był jej bardzo potrzebny, a taka czarna, mocna ma dużą moc. Przypomniała sobie to wszystko, bo zielona linia unieruchomiona, ale ona siedzi już w autobusie i to jadącym we właściwym kierunku. Pracowała w hotelu przy Tower Hill, praca bardzo ciężka, ale miała problemy z językiem angielskim. Na razie wystarczy, a potem poszuka czegoś lepszego. Nie lubiła tej pracy, wyczerpująca i otępiająca mózg. Przez wszystkie godziny sama w pokojach. Od czasu do czasu wchodziła supervisor (kierowniczka), żeby powiedzieć, że czegoś zapomniała lub źle posprzątała i musiała wrócić, a czas nie zwalniał. Zapominała, bo jak nie zapomnieć o czymś w takim tempie. Nie miała jeszcze dużego doświadczenia, tylko małe. Na początku pracowała w innym hotelu, koleżanka dała jej namiary na agencje, brali bez znajomości języka. Wszystko wyglądało pięknie, tylko jak zaczęła tam pracować to zrozumiała, w co wdepnęła. Dziewczyny sprzątały po 17 i więcej pokoi, często bez dnia wolnego. To jeszcze nie byłoby tak straszne, jak wypłata. Czekała na nią jak na zbawienie do chwili kiedy ją zobaczyła, płacili 1,5 funta za pokój i łazienkę ona się nie wyrabiała, bo był to jej pierwszy hotel,więc pokoje jej zabierano i dawano komuś innemu. Z pierwszej wypłaty zapłaciła pokój i zostawiła pieniądze na dojazd a, na jedzenie nie miała. Dobrze, że obok mieszkała sympatyczna kobieta. Miała trochę więcej niż 40 lat, traktowała ją jak starszą siostrę. Nie jak mamę, bo młodo wyglądała, a do tego miała nie standardowy sposób bycia. Kiedyś jej syn nazwał ją niepoważną mamą. -Moja niepoważna mama- powiedział i się uśmiechnął, tak zostało. Miała na imie Magda i przyjechała tu, żeby pomóc dzieciom. Tak jak się jej uda, bo zostawić dzieci do samodzielnego radzenia sobie w tym pokręconym świecie to jest barbarzyństwo. Najpierw trzeba je uzbroić w pazury i to starała się zrobić. Kupowała jej jedzenie i dzięki temu nie chodziła głodna. Przyniosła aplikacje z hotelu, w którym sama pracowała, sprzątała pokoje, ale była dniówka i jeśli nie wyrabiało się z ilością to trzeba było dłużej pracować, aż się skończy. Wydawało się to dziwne, ale umowa o pracę i stałe pieniądze, które uczciwie wypłacano co dwa tygodnie, to ważne w życiu w obecnym czasie.

Magda opowiadała jej, że trzy dni w Anglii pracowała za  darmo. Miała sprzątać dyskotekę i sprzątała, a potem stwierdzono, że nie ma Insurance number( nip i pesel w jednym) i nie zatrudnią jej. Powiedział to Polak, który szukał ludzi do pracy. - Nie martw się złotko, podam twoje godziny i ci wszystko wypłacą. Godzin nie podał i było po pieniądzach. Posprzątanie czternastu pokoi i łazienek, a niektóre miały wannę i prysznic. Do tego wszystkiego zmiana pościeli wymiaru king size (duży rozmiar), odkurzanie, polerowanie wszystkiego. Dołożyć kosmetyki, ciasteczka, herbaty i złożone pięknie ręczniki w ilości 5 sztuk. Pomyć kubki, kieliszki, szklanki. Nieraz zdarzały się dodatkowe czynności, zasłanie sofy, bo więcej gości miało być w pokoju, to był dla niej nie lada wyczyn. Jeden pokój i łazienka w czasie 30 minut. W hotelu było sporo Polek, bo łatwo było w nim o prace, wystarczyło dać radę. Postanowiła spróbować, od czegoś trzeba zacząć.

Lubiła starocie, to takie nieładne określenie historii. Kochała zapach minionego czasu. Czyjeś kroki, ręce, spojrzenie, a szczególnie myśli. Ciekawe rzeczy i przedmioty odnajdywała na Portobello. Chciałaby pokazać tę uliczkę swojej rodzinie. Tyle cudowności zgromadzonych w jednym miejscu. Można znaleźć wszystko, tajemnicze obrazy, porcelanę z dawnych czasów i biżuterie ze szlachetnymi kamieniami. Nie jakieś szkiełka wytwarzane sztuczne tylko prawdziwe wydobyte. Takie mają inny odcień i blask. Lubiła się włóczyć między straganami i przyglądać się wyłożonym przedmiotom. To był jej świat, zapomniany pokryty patyną, tylko nieliczni potrafili go docenić.

Jazda autobusem przebiegła dosyć sprawnie i po drodze nie było już niespodzianek.
Szybko znalazła się w budynku i przeszła do damskiej przebieralni. Wskoczyła w uniform, który przypominał strój dawnej pokojówki. Czarna sukienka z białymi lamówkami i biały fartuszek z koronkową falbanką. Rozejrzała się po pomieszczeniu, bo chciała porozmawiać z Ulą, kobietą już niemłodą, ale wiek u niej trudny był do określenia. Ula przyjechała tu, bo w Polsce nie miała pracy, a długi zostawił jej mąż. Niezły drań był z niego. Kobieta miała z nim krzyż i mękę pańską. Całe życie znęcał się nad nią, bił, kiedy miał zły nastrój, a potem przepraszał i obsypywał prezentami. Takie zachowanie wytrąca człowieka z równowagi, nie wiadomo co zrobić. Zostawić chama czy żyć z nim dla dzieci. Ula miała dwoje, które były jej. On pierwsze chciał, żeby usunęła, bo uważał, że jest za młody na ojca. Pobił ją, kiedy powiedziała, że urodzi. Z drugiego niby się cieszył, ale bardziej udawał niż była to prawdziwa radość. Wreszcie się rozwiodła, bo już inaczej nie można było postąpić. Zrobił dziecko drugiej, a ona wtedy walczyła o życie, była chora na raka. Po rozwodzie została z długami, które nie spłacił, a był i jej podpis, bo była wtedy jego żoną, przepadł i nie miała zamiaru go szukać.
- Hej Ulka- weszła do pomieszczenia ze stosem ręczników do twarzy.
- Gabrysiu, trochę później dzisiaj przyszłaś- stwierdziła.
- Metro stanęło i musiałam przesiąść się do autobusu- wytłumaczyła.
- Rano nie było problemu, ale ja jadę wcześniej od Ciebie. District Line często staję, lepiej jeździć centralką.
-Tak, ale czerwona linia mi nie pasuję, bo w moim rejonie jest tylko zielona.
-Już dawno mówiłam ci, żebyś zmieniła pokój, bo masz ładny kawał drogi, a po co się męczyć.
-To prawda, ale mam duży za małe pieniądze, a będę mieć lepsze połączenie, ale klitkę wielkości garderoby.
Ula poszła odłożyć poskładane ręczniki. Były już listy pokoi, zaczynała się praca tak jak codziennie. Pokoje zajęte i opuszczone, równo czternaście, a nieraz o jeden więcej, jeśli ktoś zadzwonił i powiedział, że jest chory. Z dnia na dzień sprzątanie wychodziło jej coraz lepiej, szybciej, a czas miał znaczenie, bo czekali goście.
Bardzo cieszyła się w tym tygodniu, dzień wolny przypadł jej w sobotę. W hotelu pracuję się sześć dni w tygodniu i jest tylko jeden dzień wolny. Nie zawsze przypada w weekend. Jej przypadł w sobotę. Chciała skakać, podskakiwać i krzyczeć z radości. Będzie mogła pojechać na Portobello, może kupi coś ciekawego. Do końca tygodnia nic się nie wydarzyło i czekała na wolny dzień. W sobotę obudziła się wcześnie rano, bo nie można jeździć zbyt późno, nic interesującego już nie będzie. Pojechała metrem dotarła do stacji Notting Hill Gate i kawałek doszła pieszo. Jak zawsze spory ruch i trudno przeciskać się między straganami. Przy jednym stała interesująca kobieta, miała swoje lata, ale przyciągała ja swoją oryginalnością i uśmiechem, kolorowymi dredami i żakietem przypominającym mundur armii napoleońskiej. Na straganie miała ciekawą biżuterię, a wszystko za pięć funtów. Wybrała broszkę z żółtą różą i duże korale.
Przyglądała się wystawionym różnościom. W pewnej chwili dostrzegła obraz, był dziwny. Przerażał ją i przyciągał.
- Jak można coś takiego namalować?-pomyślała. Pośmiertne obrazy były modne w baroku i malowano je na cynie. Przedstawiały zmarłego za życia, a tylko kształtem pasowały do przodu trumny, bo tak je wystawiano. Prababka w czasie późniejszym miała zdjęcie swojej córki. To było straszne zdjęcie. Mała dziewczynka o dużych oczodołach. Oczy były wymęczone chorobą, a przez to na zdjęciu było widać wgłębienia przykryte cienką warstwą powiek. Po śmierci prababci zdjęcie spalono, nikt nie chciał przechowywać takiego nieszczęścia, a teraz ten obraz. Kobieta przypominała ją samą, jakby widziała swoją siostrę bliźniaczkę. Ten sam zarys szczęki, nos i włosy. Nie mogła zrozumieć co się stało. Kobieta leżała w trumnie a nad nią było szklane wieko.
- Po co taka dziwna trumna? Nie można było pochować jej inaczej?- wiele myśli przebiegło przez mózg jak atak. Zapytała o cenę obrazu, bo chciała go kupić.
W tym obrazie musi być ukryta zagadka, to nie jest zwykły obraz-pomyślała.
Nie jest zbyt drogi-odpowiedział sprzedawca- Nikt nie chce go kupić przez to, że jest inny. Proszę zobaczyć to nie jest kopia, chociaż nie ma podpisu, to widać, że malowany był ręcznie.
Cena jej nie wystraszyła i zapakowany zabrała do domu.

cdn:)

Tower wiosną.







Dziękuję za odwiedziny i zostawiane komentarze.


5 komentarzy:

  1. Ciekawa opowiesc, bardzo mnie interesuje jak potoczy sie dalej i co zrobi tak kobieta z tym obrazem.
    Tower wyglada pieknie i krzewy wokol jak cudownie juz uzakwitly...
    Pozdrawiam Cie Jolu serdecznie i zycze Ci udanego i milego tygodnia:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tower wiosną pięknie się prezentuje, przyroda buzi się do życia.
    Miłego dnia Jolu, wiosennie pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekałam na to i teraz czekam na ciąg dalszy. :-) Pozdrawiam cieplutko :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jolu, ale w Tobie drzemią talenty!!! świetna opowieść, pisz koniecznie! :)... i śliczne zdjęcia :) Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nooo... zapowiada się jakaś interesująca tajemnica;)

    OdpowiedzUsuń