sobota, 3 marca 2018

Moje opowiadania

Pod koniec zimy





Drzewa otulone śnieżnymi płatkami, w dzień błyszczące, pełne iskier i białych perełek. Biel i diamentowe kryształki to bogactwo.
Przystanęła przyglądając się zjawisku. Już wiele lat zostawiła za sobą, ale wciąż zadziwiała ją zima i ten niecodzienny klimat. Panującą cisza i ciepło małego zakątka, który znalazła spacerując po lesie. Właściwie to nie był taki zwykły las, tylko ogromny bór ze starymi rozłożystymi drzewami. Rosło ich wiele, dotykały się konarami, tworząc gąszcz oddzielający spacerującego od rzeczywistości. Zaledwie parę chwil marszu i inny świat. Tu czas biegnie powoli można przyjrzeć się śniegowym czapom, nasycić oczy barwnymi iskrami, które w prześwitach mienią się kolorowo i błyszczą jak prawdziwe brylanty. A te bardziej w cieniu jak z masy perłowej, najszlachetniejsze perły. Odcienie bieli to odcienie życia, takie powinno być, proste jasne i bez zakamarków, nawet jeśli w nich rodzi się czerwień. Rozkwita jak róża i potrafi mieć kolce. Tu w tym miejscu dominowała biel i było jej dobrze wśród takiego doboru kolorystycznego. Prawie Raj z wyjątkiem temperatury. Musi być chłodno, żeby te klejnoty i cały puszysty obraz nie zamienił się w potop, który już był i lepiej, żeby jeszcze raz nie nastąpił .
 Jest trudno, a byłoby jeszcze gorzej. Nie każdy ma tyle samo i są słabsze osobniki pomyślała. Jak tu rozpychać się, jeśli geny ułożyły się słabiej niż u takiego wilkołaka, który pożera co może i nie zwraca uwagi, że przez niego nie starcza dla tego mniej wyposażonego. Dopiero byłoby jak rozpoczęłoby się zatapianie , kogo tu wybrać, a kogo zostawić? Typowy ludzki nawyk, zamiast cieszyć się Rajem rozmyślania: jak, po co, dlaczego i narzekanie. Zaczęła zbliżać się do jabłka i psuje sobie obraz. Cisza spokój, drzewa uginają się od śniegowego zjawiska. Nie powinna marudzić, nie jest głodna i nawet ma puszyste ciepłe ubranie. Jest szczęśliwa, ma gdzie mieszkać, na mały luksus zostaje. To teraz dopadły ją myśli o Matrixsie. Pamiętacie ten film? No właśnie, pamiętacie... Ktoś z drugiej strony będący machiną bezczelnie nas wykorzystywał. Żywy pokarm nie myślący, że jest pokarmem, bo sobie spał i śnił o życiu. Idealne rozwiązane zwierzyna nieświadoma i nie uciekająca, szczęśliwa, bo myśli, że żyje i żyć będzie, rośnie, zasila i nawet nie wie, że ma nie istnieć. Pomyślała patrząc na śniegowe miejsce ,a jeśli jakaś energia ją tak wysysa i to całe umieranie to pożeranie przez coś, czego nie widzi? Oczyściła kurtkę ze śniegu i szybkim krokiem zaczęła wracać do miejsca, w którym zostawiła samochód i wtedy zrozumiała, dlaczego ,,wywalili,, nas z Raju.




4 komentarze:

  1. Gdyby nie te zimowe piękności i skarby, zima byłaby nie do zniesienia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie bardzo mi się podoba:))ale zimy mam już dosyć:))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolu ,zdecydowanie jestes utalentowana kobieta :)))) pozdrawiam Renata

    OdpowiedzUsuń