Poprzednie części:
tutaj
Podchodzili bliżej do obrazów, które ją otaczały. Minuty, godziny życia, układały się w sporą spiralę. Pojawiały się i znikały tak szybko, że trudno było przyjrzeć się im dokładniej.
-Zwalniają-dostrzegła Olema.
To jest szpital, widzę teraz dokładniej. Jaki ból jej towarzyszy, trudno go znieść. Nie jest sama, córka trzyma ją za rękę. Uścisk dwóch dłoni to jak uścisk, serc. Ma przy sobie część siebie, kogoś ważnego kto pomaga, daję siłę i miłość. W kieruku światła, tam jest miejsce dla tych co nie pozwolili się złamać.
-Olemo skąd ty tyle wiesz o filozofii dusz?
-To nie ja to tylko przyglądanie się temu, co nieraz udało mi się zobaczyć na powierzchni.
Doszła już do szczytu tego co powstało w jej głowie, ból napierał tak silnie, że czuła go tak , jakby czaszka miała za chwilę pęknąć. To tylko odczucie, które zapowiadało koniec. Dziwny wehikuł, który przeniósł ja tu. Bezpieczną i zostawiającą to, co sprawiało niewyobrażalne cierpienie. Już nie ma raka i miesięcy walki, które tak silnie osłabiły ciało. Jest już bezpieczna i przygląda się dziwnym złoto niebieskim falom. Ma wypocząć, zaczerpnąć radości w miejscu, w którym odpoczywa dusza.
-Fionie tak się przyglądamy tej kobiecie, a zapominamy, że my też nie wiemy co z nami będzie. Zostawiliśmy wszystko to co kochaliśmy i to, co znaliśmy. Nic nie posiadamy i niczego nie rozumiemy.
-Olemciu nie marudź, my stoimy w kolejce jako drudzy, to ona jest pierwsza. Tak, nam jest łatwiej.
Pamiętasz nasz wielki egzamin?
-Tego nie można zapomnieć. Bałam się wtedy straszliwie. Byliśmy dziećmi i pierwszy raz mieliśmy zejść do wnętrza ziemi i usiąść na kamieniach Noli.
-Właśnie tak, ale nie zrobiliśmy tego pierwsi. Sprytnie przepuściliśmy tego mądrale Malego i jego królewnę Rale.
-Dobrze, że tak zrobiliśmy, bo było nam wtedy raźniej i mniej się denerwowaliśmy.
-Tak jest tym razem, będziemy przygladać się co dzieję się z tą kobietą.
Nad postacią, która była obrazem, bo ciało zostało za miejscem dzielącym wszystko na czas i bezczas zostało ciało. Tu dotarła dusza, która niosła punktowy obraz, chronił ją po drugiej stronie. Piękny i bardzo już wyczerpany, ale to, co było nią czuło się wspaniale. Nareszcie beztroskie mogło chodzić, uśmiechać się i cieszyć się tym nowym obszarem. Oczy patrzały w dal, bo zostali ludzie, których tak kochała, ale wie, że dotrze do nich, będzie i zawsze pomorze otrzeć łzy, które często płyną. Nie jest łatwo żyć i jeden drugiemu wszystko utrudnia, a do tego choroba, która pojawia się nagle bez pytania o pozwolenie. Rozwija się, pogłębia i nawet nie wiemy, że nasz lokator pozabierał to, co było nasze. Słabniemy nie wiedząc co zaczyna się dziać w naszym zamknietym i niedostępnym wnętrzu. Na pytanie dlaczego? Otrzymujemy odpowiedź, a dlaczego nie.
Spora ilość biało różowego światła zaczęła ją przenikać, układać się na jej konturach. Było tego tak wiele, że zaczęło tworzyć grubą warstwę. Coś w rodzaju sarkofagu, który zaczął poruszać się i przemieszczać w stronę, której jeszcze nie znała.
-Fionie zobacz co się z nią dzieje-krzyknęła Olema. Ja zaczynam się bać. Nie chcę, żeby światło mnie pożerało. Jej już nie widać.
-To nie jest zwyczajne światło, przecież to Wastu, nasz święty ogień. Nie poznajesz go?
-Masz rację, to nasz blask, on nie parzy i nie niszczy, to jedyny rodzaj ognia, który nie pali.
To już teraz, czuję jak nas przenika. Podążamy dalej Fionie, pora zasnąć, tak będzie łatwiej.
Tori so.
-Tori so Olemo, do zobaczenia po drugiej stronie tęczy. Tam zostaniemy Gordami.
Tori so w jezyku Ponów oznacza określenie miejsca snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz